Pepe - 2012-10-25 10:50:19

Temat o książkach i mandze już jest, myślę więc, że skoro ostatnio troszku zaczęliśmy zgłębiać temat powieści graficznych autorstwa euro-amerykańskiego, to i komiksom własna działka się należy.

elantir - 2012-10-25 18:38:31

Z komiksów to ja ostatnio tylko Giganty. Ale Thorgal się kisi od dwóch miesięcy :)

Damian - 2012-10-25 18:46:35

polecam Hellblazer'a. ja mam ostatnio regularny dopływ komiksów dzięki uprzejmości Przemka i o ile są to albo zwykłe czytadła (fajerwerki, superherosi i łubudu!), ewentualnie zarąbiste historie szpiegowskie, o tyle historie o Johnie Constantine to po prostu istne dzieła sztuki. naprawdę warto.

Pepe - 2012-10-25 21:01:29

O tak, trzeba przyznać, że Constantine to genialna postać. Mimo swojego wulgaryzmu i ogólnej obrazoburczości (a może właśnie dzięki nim) seria wchodzi w pamięć i wbija się w serce niczym osikowy kołek. A John, chociaż jest magiem, szmanem, egzorcystą i wpakował się już we wszystkie możliwe gówna w jakie wpakować się może za życia jeden człowiek, to jest tak autentyczny i bliski czytelnikowi, że nie da się go nie kochać. Jak stwierdziła koleżanka po lekturze 3 tomów "W dniu dzisiejszym Constantine dołącza do panteonu postaci, o których muszę powiedzieć JARAM SIĘ".
Polecałbym ci, Agnieszku szczególnie, chociaż boję się, że jak ci pożyczę, to forum stanie się dla ciebie legowiskiem kiepskich pismaków o płytkiej wyobraźni :D

Co do authority, to wypraszam sobie nazywanie tego czytadłami. Może 3 pierwsze tomy owszem, ale czwarty prezentuje już naprawdę klasę. I mimo iż to dalej zwykła pelerynówka, to czyta się świetnie.

Uzupełniłem luki w zbiorze trzynastki, także niebawem dostaniesz tomy od 6 do 12. Ja czuję, że minie duuużo czasu, zanim moje przepalone i przepite szare komórki znajdą w sobie tyle motywacji, by się ruszyć i zacząć kojarzyć te miliony faktów składających się na fabułę XIII.

Ostatni mój nabytek to 9 zeszytów Darkness'a. Nie wiem co powiedzieć: Początkowo jest naprawdę fanie, historia może nie jest specjalnie oryginalna, czasami wręcz banalna i naiwna, ale nadrabia widowiskowością, paroma fajnymi pomysłami i świetną oprawą wizualną. I tak jest przez pierwsze 6 tomów, potem zaczyna się kombinowanie, wyrywanie z kontekstu i w efekcie dostajemy kiepską historię, opowiedzianą nieskładnie i chaotycznie, zakończeniem Deus ex machina w stylu "I gdy Jenny już żegnała się z życiem, niespodziewanie na faceta z nożem spadł latający spodek." Może gdyby pojawił się jakiś dalszy ciąg byłoby lepiej... niestety mandragora upadła, grzebiąc razem ze sobą parę dobrych serii, więc nigdy się nie dowiem.

Co do madragory: upadła po wydaniu zaledwie czterech zeszytów Rising stars, które zapowiadały się naprawdę świetnie - w pewnym mieście rodzi się 113 superbohaterów o przeróżnych mocach. Historia to wspomnienia ostatniego z nich, który rozważa, kto i dlaczego wymordował jego przyjaciół. Ale z tego co mówił ziomek z kika, po tych 4 zeszytach poziom serii leci na łeb na szyję w dół, także z jednej strony nie ma co płakać, a z drugiej nadal wielka szkoda.

4 tom lucyfera za mną. Co mogę powiedzieć - z jednej strony naprawdę dobra historia z rozbudowaną własną mitologią, wielowątkowa fabuła, pokazanie wielu spraw od strony wielu postaci. Autor nie ma oporów, by przedstawić na 50 stronach historię zwykłej dziewczyny, która tylko delikatnie ociera się o plany lucjana, tylko po to, by podkreślić smak całej serii. Z drugiej, głównego bohatera ciężko jest polubić. To straszny sukinsyn, który nie ma nawet dziesiątej części tego uroku i klasy co constantine. Dumny, pyszny, wyniosły i do ciężkiej cholery - bezbłędny. Nie da się go zaskoczyć, wszystko planuje ze stuletnim wyprzedzeniem, wszystko zawsze wychodzi na jego korzyść. Czytam, bo mam nadzieję, że będę świadkiem jego ponownego upadku.

O mangach już opowiadałem. Miałem parę tomów bleacha, ale trafiły na outlet, bo nie byłem w stanie przełknąć parszywego polskiego tłumaczenia. Był jeszcze Beautiful people - zbiór opowiadań autora Balsamisty, ale okazał się porażką, że o kurde. Jedyny fajny pomysł został przedstawiony tak skrótowo i po macoszemu, że aż boli. Ca jakiś czas kupuję jeszcze tomik resident evil, ale to raczej takie fajne czytadło o naparzaniu zombie, niż coś ambitnego. Lubię, bo gra bardzo mi podeszła, ale myślę, że reszcie się niezbyt spodoba.

O parę słów na temat Białego Orła (wstyd na skalę europejską), authority, planetary i XIII poproszę już Damiana.

P.S. Prawdopodobnie pominąłem coś z mojego zbioru, ale wyjdzie w praniu :)

Damian - 2012-10-29 19:52:42

o Białym Orle można powiedzieć tyle, że jest i na tym poprzestać, jeśli się nie chce mówić złych rzeczy.

Authority to fajne historie superbohaterskie, człowiek czyta, jara się i jest fajnie. gdyby nie Jenny Sparks to pewnie kochałbym bardzo.

Planetary to już zupełnie inna historia. ten komiks to takie superbohaterskie "Z Archiwum X", co moim zdaniem jest pomysłem o wiele bardziej oryginalnym i ciekawym niż Authority. co prawda poziom poszczególnych historii jest różny, ale jednak całości nie da się nie lubić. a poza tym Elijha Snow :D

XIII. jestem po lekturze pięciu części, które razem składają się na kompletną historię. komiks mocno zalatuje Jasonem Bournem, Jamesem Bondem i wszlekimi innymi superszpiegami o jakich słyszałem, a pewnie i kilkoma o których nawet nie mam pojęcia, jednak pomimo to intryga jest tak wyczapista, a pomysły na kolejne zeszyty tak dobre (moim number one jest zakład dla obłąkanych), że jaram się całym sercem. niestety rozwiązanie całej intrygi jest przekombinowane i ssie po całości ("chodźmy do tego gościa, on będzie wiedział, co trzeba zrobić"). ale wciąż jeszcze pozostaje do przeczytania wiele części i mam nadzieję, że seria wraca w nich na swój wysoki poziom.

zapomniałeś Przemku o Lovlessie. komiks mocno u mnie punktuje tym, że jest westernem. dodatkowe podbicia zalicza ukazywaniem całego syfu wojny secesyjnej. niestety plusy równoważą się z minusami jakimi są zagmatwana fabuła i niejasne motywacje postaci, przez co mam problem z jednoznaczną oceną tego tytułu.

nie wspomniałeś też o Spidermanie, ale tutaj wiadomo że albo ktoś lubi albo nie. ja lubię i się jaram, zwłaszcza historią z Dr Octopusem.

Pepe - 2012-11-01 01:07:45

Loveless jest właśnie dosyć prosty... Zresztą, niebawem otrzymasz kolejne tomy, to zrozumiesz. Osobiście rusza mnie fakt, że w lovelessie nie ma postaci pozytywnych. Skurwysyn goni skurwysyna a skurwysyn ich pogania. Az koniec końców żal mi tylko jednej postaci... no, ale bez spojlerów :D

Nie wspomniałem o spidermanie, bo nie ma o czym - klasyka i tyle. Wewnętrzne monologi parkera łapią mnie za serce jak mało co :)

A z tej samej serii był jescze street fighter, ale co tu mówić - na początku ssał po całości, potem zaczął się rozkręcać, a jak już się max podjarałem, to się skończył :(

No i jeszcze silent hill - jak cała seria - niby horror, ale potrafi się podobać i zaskoczyć dobrym pomysłem. Jak komuś uda się przebrnąć przez masakryczne rysunki Templesmitha i Salmana to polecam gorąco.

Kiedyś z serii dobry komiks czytałem jeszcze soul saga, ale musiał być strasznie słaby, bo zapamiętałem tylko to, że w zeszycie nie było strony bez roznegliżowanej, niezwykle hojnie obdarzonej przez naturę panienki :|

Pepe - 2012-11-05 15:12:53

Jestem po pięciu tomach spawna i muszę powiedzieć - jaram się.

W sumie to zwykła pelerynówka: żołnierz do zadań spcejalnych, rządowy zabójca zostaje zamordowany i trafia do piekła, gdzie podpisuje kontrakt z jednym z demonów. Kontrakt ma jednak parę knyfów, przez które Al Simmons wraca na świat, ale... dopiero pięć lat później. I wraca jako obdarzony piekielnymi mocami żywy, gnijący trup z wyczyszczoną pamięcią.
Dużo pomysłów jest mocno wyeksploatowanych, dużo spieprzonych. Nie ma powolnego odkrywania wielkiej tajemnicy, jak w XIII, bo Simmons co rusz przypomina sobie jakieś istotne szczegóły ze swojego dawnego życia. Po przeczytaniu niektórych rozdziałów podnosiłem łeb znad zeszytu i pytałem się: McFarlane naprawdę to napisał, czy robił se jaja? W jednym z rozdziałów Spawn chcąc chronić swój tymczasowy dom (czyli zaułek bezdomnych) doprowadza do wojny gangu nerdów z gangiem Creepów. Oba gangi wyglądają debilnie, debilnie się zachowują i oba mają na swych usłygach wielkiego, drużynowego cyborga o mentalności wcześniaka z płaskostopiem... A bitwa wygląda tak, że spawn napuszcza ich na siebie, włazi do śmietnika, czeka aż strzały ucichną, zabija ostatniego żywego bandziora i ta-dam! Zagrożenie minęło.

Seria ma swoje potknięcia (jak ten wyżej - chociaż to nawet nie było potknięcię, to zjebanie się z wieżowca na zbity pysk), jak i wzloty. A wzloty są naprawdę dobre. Mamy wątek detektywa, który cierpi moralne katusze przez fakt, że prawo i sprawiedliwość to dwie różne rzeczy, mamy wątek zwiedzania piekła, mamy wątek armi nieumarłych i ciekawy obraz życia pedofila-mordercy.

Seria wacha się pomiędzy totalnym dnem, a poziomem 4 tomu authority (szczerze polecam, śmierć jenny sparks przyniosła serii wieeele dobrego :D). Mimo wszystko polecam, bo czegoby o SPAWNie nie mówić, to jednak jest to swiatowy klasyk. Szkoda tylko, ze image oddało serię po 26 zeszytach w ręce mandragory, a ta po kolejnych 17... no, wszyscy wiemy.

Damian - 2012-11-05 18:21:05

Pepe napisał:

śmierć jenny sparks

jaram się!

Pepe - 2012-11-06 17:08:44

Kto by się nie jarał :D

Szczerze mówiąc, w pierwszym i drugim tomie JS aż tak mi nie przeszkadzała. Była wredna i władcza, ale jakoś to trawiłem. Dopiero w trzecim jest tak totalnie nie do zniesienia, że jej śmierć przyjąłem z głośnym Weeeeeeee!!!

Damian - 2012-11-06 19:55:08

mi przeszkadza od samego początku.

Damian - 2012-12-12 20:05:02

jednak wziąłem XIII do Poznania :D kolejne pięć tomów jakie dostałem od Przemka składa się na trzy odrębne historie. i tak najpierw dostajemy dwutomową historię o tym jak tytułowy bohater tropi swoją przeszłość, później jest jednotomowe tropienie numeru I (domyśliłem się kto zacz zanim zacząłem czytać), a na koniec znów dwutomowe tropienie przeszłości z rewolucją w jednym z krajów Ameryki Południowej w tle. z przyjemnością stwierdzam, że "Stan czerwieni" był jednorazowym wypadkiem przy pracy. choć kolejne części nie są już tak dobre jak pierwsze cztery tomy, to jednak jest całkiem dobrze.

bardzo podoba mi się całkiem fajne wykorzystanie motywu zapomnianej przez Boga i ludzi mieściny, w której przed laty dokonała się zbrodnia, którą wciąż próbują tuszować jej sprawcy. dobrze zrobiona historia, fajnie opowiedziana no i jest Mangusta. w pewnym momencie zacząłem się tylko zastanawiać czy aby na pewno w tym tomie poznajemy ostateczne nazwisko XIII. jakże się potem śmiałem :D

co do historii o tropieniu numeru I to również jest ona fajna, choć trochę mnie zaskoczyło, że wszystko rozgrywa się na przestrzeni zaledwie jednego tomu. jak już mówiłem tożsamości głównego antagonisty domyśliłem się wcześniej, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że w zasadzie nie było już żadnej innej rozsądnej opcji. tylko na fali tego czego dowiadujemy się w tomie ósmym zgrzytnęło mi zachowanie Waxa w "Stanie czerwieni". no i jest jeszcze pytanie dlaczego zamachu na numer XIII w wyniku którego stracił on pamięć dokonano w takim a nie innym miejscu.

ostatnia historia również jest bardzo fajna. co prawda tutaj również łatwo domyślić się tożsamości głównego złego (w zasadzie powtarza się schemat zastosowany przy numerze I), ale to niewielki minus. zastanawiam się tylko ile jeszcze można eksploatować motyw amnezji XIII i jak wiele nazwisk on może przyjąć.

co do całości serii to podoba mi się pojawianie się w późniejszych tomach postaci, co do których byłem przekonany, że już się więcej nie pojawią. fakt że niektóre mają tylko niewielkie epizody, ale jednak całkiem to sympatyczne. trochę mnie wnerwia sam główny bohater, bo taki on rycerski i w ogóle momentami bezpłciowy. na szczęście jest major Jones, która ma jaja i za siebie i za XIII :D

Pepe - 2012-12-12 22:34:57

Nie ma problemu, żebyś brał komiksy do Poznania. Nawet to lepiej jak dla mnie, bo szybciej poznam twoje opinie i szybciej komiksy odzyskam :D. Także dobrze zabezpiecz, coby się żadne z moich ukochanych dzieci nie poniszczyło, zawiń w gazetę, w teczkę i możesz wozić.

Damian - 2012-12-15 10:55:21

będąc ostatnio w domu nadrobiłem Authority, Lovelessa i Rising Stars. po kolei zatem.

Authority. Pepe zaraz mnie znienawidzi, ale mówi się trudno. nie mogę tego nazywać inaczej niż zwykłym superbohaterskim czytadłem. trzeci tom ma naprawdę fajny pomysł: pradawna istota, która okazuje się bogiem chcącym zniszczyć ludzkość, aby zamieszkać na zgliszczach naszej planety. no mega. ale realizacja jest taka sama jak w dóch poprzednich tomach. Authority lata po świecie i nawala i nawala i jeszcze i wciąż. a potem lecą się rozprawić z samym przedwiecznym. finał historii sprawił, że ręce mi oklapły, a jedyny pozytywny akcent to śmierć postaci wiadomej. i nadchodzi tom czwarty. totalnie nie rozumiem Twojej podjarki Pepe. jak dla mnie czwórka w niczym nie różni się od pozostałych tomów. a przepraszam jest bardziej brutalna i kreska nieco się zmieniła, przez co Apollo wygląda jak stary, gruby pedał. ale fabularnie mamy znów to samo, wielkie nawalanie poganiane wielkim nawalaniem. powiem szczerze, że jak dla mnie jest słabo. sam nie wiem dlaczego w zasadzie przerzucałem kolejne strony. 

Loveless. mocne zakończenie mocnej historii. każdy kolejny tom jest lepszy. patrząc teraz na całą historię, muszę przyznać, że rzeczywiście jest ona dość prosta. strasznie podobało mi się jak w końcówce Wes odwiedzał wszystkie ważniejsze postaci dramatu, to był naprawdę kozacki motyw. epilogi moim zdaniem są zbędne, no może poza jednym. szkoda gościa...

Rising Stars. jedno proste skojarzenie: Watchmen. ale historia jest dobra. pierwszy tom strasznie mnie podjarał. czekam na kolejne trzy. a potem pewnie będę tęsknił.

Pepe - 2012-12-15 13:16:52

haha, nie no, ja wiem, że authority to dalej authority - jako pelerynówka powstała i pelerynówką pozostanie. Co do zakończenia trzeciej części odczucia mam podobne co ty - no skopane. A że czwórka ci się nie podobała - no przykro, nie musi. Mnie sie podobała dużo bardziej niż pozostałe, cała historia zdawała sie spójniejsza i jakoś mniej naiwna.

Loveless - epilogów faktycznie było dużawo. Najmniej mi się podobał ten taktujący o wyścigach konnych (btw. to tylko takie moje dziwne skojarzenie, czy dzieciak, który miał świetną rękę do koni był synem Ruth?) A najbardziej szkoda mi było najgorszego gnoja - sierżanta Foleya. Nie wiem czemu, koleś swoją opowieścią jakoś mnie rozczulił :)

Co do RS: udało mi się dorwać czwarty zeszyt. Pozostałe póki co są poza zasięgiem.

Damian - 2013-01-07 19:16:33

czas w końcu napisać kilka słów o pewnych komiksach:

Darkness. zaczyna się bardzo sympatycznie. superzłoczyńca, który w pogardzie ma zmienianie świata na lepsze i zamiast tego woli wykorzystywać swoje nadprzyrodzone zdolności w służbie mafii to dobry pomysł na historię. przez pierwszych pięć zeszytów jest naprawdę godnie. niby typowy facet z bajerami w typowej patowej sytuacji, ale jednak jest to bardzo fajnie opowiedziane. no i kwestia przymusowego celibatu :D a potem przychodzi crossover z Witchblade i zaczyna się zuo i niedobro. raz że poprzednia historia jest ścięta przy samej dupie, dwa że fabuła kolejnych zeszytów które dane mi było przeczytać jest słaba, a trzy crossover totalnie rozwala uzyskany wcześniej klimat. szkoda bardzo.

Spawn. mam mieszane uczucia. sam pomysł jest świetny. wygląd postaci zarąbisty, choć absurdalny płaszcz jest komiczny. fajną rzeczą jest też to, że supermocny superbohater na stałe mieszka w obsranym zaułku z grupką bezdomnych. dodatkowo genialne jest przedstawienie Piekła. no i Violator. i mogę jeszcze długo o plusach Spawna. Anti-Spawn chociażby. dziennikarze...
ale niestety są też minusy, które sprawiają, że Spawn nie jest tak zarąbisty jak mógłby być. po pierwsze powtarzanie w każdym kolejnym zeszycie tragicznej historii Simmonsa. no ile można? po drugie Overt-Kill. po trzecie ogólna ciapowatość niektórych historii vide walka o zaułek (facepalm). no i nie do końca ogarniam motywacje szefów Piekła, Nieba i kilku innych postaci. są one niby jasno i klarownie przedstawione, ale niektórym rzeczom zwyczajnie brakuje sensu. dlaczego na przykład na Anti-spawna zostaje wybrany jeszcze większy skurwol niż Simmons?
podsumowując ze Spawnem na pewno warto się zapoznać, bo ma wiele kozackich motywów, ale mimo wszystko nie jestem w pełni usatysfakcjonowany.

Hellblazer. co tu dużo mówić trzeci tom trzyma ogólny wysoki poziom serii. nie czytałeś? przeczytaj! jaraj się! 

Biocosmosis. nie wiedzieć czemu jak czytałem tę serię pomyślałem sobie o Białym Orle i ze smutkiem stwierdziłem iż szkoda, że Polacy takich rzeczy nie robią (za co jak widać na shoutboxie zostałem wyśmiany), a później dowiedziałem się, że Biocosmosis jest dziełem Polaków. dziełem świetnym genialnie nawiązującym do klasyki sci-fi jak choćby Gwiezdne Wojny, Obcy czy Warhammer 40k. póki co istnieje tylko pięciotomowa saga Emnisi i trzy antologie. póki co dane mi było zapoznać się z Emnichami. każdy kolejny tom jest opowiedziany z perspektywy innego członka zakonu i stanowi odrębną historię, która jednak dorzuca swoje cegiełki do fabuły całej sagi, która znajduje swój finał w tomie piątym. historia jest co prawda opowiedziana trochę skrótowo, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. chyba za bardzo byłem pochłonięty samymi emnichami, rysunkami i wyłapywaniem kolejnych składników tego koktajlu motywów sci-fi. jaram się. jaram się bardzo i czekam na kolejne odsłony.

Solanina jak na razie nie zmęczyłem. było coś jeszcze?

Pepe - 2013-01-10 18:24:21

To nie było wyśmianie złośliwe, tylko przyjacielskie :) I bardzo sympatyczne, nie smutaj.

A co do emnichów - byli napisani BARDZO skrótowo. To był wręcz luźny zarys. Ale indeed, seria bardzo fajna. Koleś z Kika stwierdził tak: Emnisi wyglądają tak, jak w teoretycznie powinni wyglądać jedi i jak jedi wyglądaliby, gdyby przestali machać mieczami i zastanowili się chwilę nad własnym kodeksem i filozofią.

Pepe - 2013-01-17 19:37:52

a właśnie, nie dałem ci przypadkiem silent hilla z uroczymi ilustracjami templesmitha? :D

Damian - 2013-01-20 17:17:38

dałeś. rysunki posysają. historia doktorka jest całkiem fajna, ale już ta z tą dziewczyną i jej kumplami jest zupełnie nijaka, ani fajna, ani kiepska.

Pepe - 2013-01-21 02:09:26

ot i cały templesmith :) Zrobił też "abra-makabra". Tam już zrozumienie co sie dzieje to kwestia półgodzinnego wpatrywania się w kadr. Ale co kto lubi. Rysunki są brzydkie, ale kolorystyka przednia :)

Jestem, po czterech tomach Sandmana, zasadzam sie na piąty i płaczę, bo o szóstym nikt od dwóch lat nie słyszał. Jak tak dalej pójdzie i interesie będzie panowała taka cisza, to będę musiał się przerzucić na pierwsze wydanie. Cóż za rana na sercu kolekcjonera :( Napiszę w najbliższym czasie do Egmontu i powiem im co o nich myślę, o!

Co do samego Sandmana - klasyk i to jeden z najlepszych. Historia Sandmana, upersonifikowanego Snu, przywołanego na ziemię i więzionego przez 70 lat. Historia jego zemsty. Historia jego zniszczonego królestwa. Historia piekła, nieba i krainy snów. Historia ludzi, którzy spotkali morfeusza, historia pozaziemskich stworzeń które mu służyły, historie znanych osobistości, które zawarły z nim układy, nawet jedna historia o kotach - smakowity miszmasz horroru, dramatu, psychodeli, thrilleru i powieści fantasy przyprawiony odrobiną psychologicznej głębi i szaleństwa. Gaiman od początku miał konkretną wizję zakończenia i zamknął całą historię w 75 rozdziałach, co - jak piszą fani i krytycy - sprawia, że sandman zszedł ze sceny niepokonany: nie za długi, nie za krótki, idealnie wyważony, niby pełen luźnych historyjek, które nic nie wnoszą, a jednak pełny i kompletny. Coś, co każdy szanujący się fan komiksów musi przeczytać.

Damian - 2013-02-20 14:08:33

dostałem na walentynki dwa tomy wielkiej kolekcji komiksów Marvela. co do samej kolekcji, to są to bardzo ładnie wydane w twardej oprawie historie o superherosach z tego przebogatego i chyba najfajniejszego uniwersum. mamy tu co prawda trochę misz-masz, bo opowieści są wyrwane z kontekstu i poszczególnych serii (np. X-Men; Uncanny X-Men; Astonishing X-Men...), jednak moim zdaniem idea jest słuszna, chodzi tu przecież  o prezentację najciekawszych historii z uniwersum, które liczy już sobie ponad pół wieku.

teraz już konkretnie o komiksach, które dostałem. pierwszy z nich to historia z serii Amazing Spiderman zatytułowana powrót do domu. człowieka-pająka uwielbiam od najmłodszych lat. kreskówkę lubiłem chyba bardziej od Batmana, a teraz po przeczytaniu komiksu lubię go jeszcze bardziej. mamy tu fajną historię, ciekawe podejście do tematu mocy Petera Parkera i niektórych jego przeciwników, a także świetnego antagonistę. Morlun posiada chyba jedną z najrozsądniejszych motywacji w jakie można wyposażyć super-łotra, nie chce on panować nad światem, zgładzić ludzkości, czy wyhodować kwadratowych pomarańczy, Morlun jest po prostu głodny. oprócz historii mocną stroną są również bohaterowie. sam Spiderman był dokładnie taki jaki powinien być i miał całkiem niezłe żarty (choć było ich mało w sumie), wspomniany już Morlun również jest bardzo fajny, a do tego dochodzi jeszcze Ezekiel (choć jego potencjał trochę chyba zmarnowano). kolejne plusy historia zdobywa za rysunki i sposób prowadzenia narracji, naprawdę nie mam się czego czepić. jedyne co mogę powiedzieć jako podsumowanie, to to, że chcę więcej Spidermana.

drugi komiksik jaki mi się trafił to wycinek serii Uncanny X-Men opowiadający o Mrocznej Phoenix. o mutantach do tej pory wiedziałem w sumie niewiele. był jeden czy dwa odcinki kreskówki, jakieś gościnne występy w Spidermanie i pierwsza część filmu (która wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła), także byłem ciekaw jak X-Meni prezentują się w formie papierowej. po przeczytaniu jestem całkiem usatysfakcjonowany, choć nie tak bardzo jak po Spidermanie. największym plusem opowieści o mutantach jest oczywiście Wolverine, a kolejne mocne punktu to Nightcrawler i jego niemieckie wstawki w dialogach ("Unglaublich!"). w ogóle fajny pomysł mieli twórcy żeby dodać drużynie kolorytu wrzucając do niej członków spoza ojczyzny hamburgera. dzięki temu dostajemy fajne smaczki jak wspomniany już Nigtcrawler, czy też Colossus, którego ulubionym powiedzonkiem jest "Na ducha Lenina". sama historia też jest bardzo fajna i poprowadzona z rozmachem, dzięki czemu możemy w czasie jej trwania zwiedzić wiele miejsc i spotkać ciekawe postaci. co mi się początkowo nie podobało, to tytułowa Phoenix, która w zasadzie jednym mrugnięciem może zakończyć każdą walkę, jednak gdy już się zna całą historię, to wątek tytułowej bohaterki należy uznać za całkowicie satysfakcjonujący. idąc dalej kreska w X-Men może nie ta co przy Spidermanie, ale jednak kilka świetnych kadrów się zdarzyło (moim ulubionym jest Wolverine czający się w ściekach). i na sam koniec dwa minusy. pierwszy za zbyt duży rozmach (tak zgadza się, dałem już za to plus) chodzi mi o to, że o ile ganianie z kąta w kąt po USA było super, o tyle wyjeżdżanie poza granice naszej planety podobało mi się już jako tako, ale niestety bez tego zakończenie musiałoby być inne. drugi minus to narracja (już wiem, gdzie McFarlane się tego nauczył). strasznie wkurzało mnie przypominanie na początku każdego kolejnego rozdziału tego co wydarzyło się stronę temu (ja wiem, że pierwotnie każdy rozdział był odrębnym zeszytem, ale przecież fani komiksu nie są tak tępi, żeby im co kawałek przypominać o co chodzi i który jest ten zły), dodatkowo mega irytujące jest stwierdzanie faktów, które sami możemy dostrzec na ilustracjach (jak wół widzimy, że Phoenix zniszczyła samochód, a skoro ma moce parapsychiczne, to logiczne jest, że tego właśnie użyła, ale i tak autorzy muszą nas o tym informować w ramce pod spodem). jednak w Spawnie taką durną narrację przełknąłem, więc tutaj też musiałem. podsumowując po X-Menów warto sięgnąć, choćby dla Wolverine'a i Nightcrawler'a.   

no i niestety wychodzi na to, że mój portfel przez najbliższe dwa lata będzie musiał sobie radzić z prenumeratą. jeszcze jej co prawda nie zamówiłem, ale pewnie niedługo to uczynię.

muszę też wspomnieć o komiksiku jaki pojawił się na mojej półce już w Wigilię za sprawą jakiś elfów, czy innych ministrantów ;). mowa tu o pierwszym tomie serii Long John Silver. jak ktoś czytał "Wyspę skarbów" R.L. Stevensona, to ten komiks jest właśnie o tym głównym złym kolesiu co tam był, a nazywał się tak samo jak ta seria. ja byłem, jestem i zawsze będę wielkim fanem Stevensona, a "Wyspy skarbów" szczególnie i dlatego właśnie mam mieszane uczucia. komiks jest bardzo fajny, naprawdę. przedstawiona historia jest bardzo spoko, główna bohaterka to postać ciekawa i niejednoznaczna, do tego rysunki są naprawdę wspaniałe, a całość zalatuje pirackością i ogólnym klimatem na kilometr. skąd więc mieszane uczucia? ano niestety stąd że całość sygnowana jest nazwiskiem Long Johna Silvera. sposób przedstawienia tytułowego bohatera strasznie kłóci się z moim książkowym wyobrażeniem. szkoda że twórcy nie zainwestowali we własnego pirata, tylko na siłę próbowali wykorzystać tego stworzonego na potrzeby "Wyspy skarbów". ale poza tym jest ok, jak nigdy nie czytaliście Stevensona, to historia na pewno wam się spodoba. a jak czytaliście to pewnie też, o ile przymkniecie oko na Long Johna.

Pepe - 2013-02-26 22:02:19

Stała się rzecz straszliwa, Agnieszka w esemesach hejtuje Hellblazera :(

Damian - 2013-02-27 09:27:26

ale dlaczego? :(

Pepe - 2013-03-03 13:18:58

Mówi, że "dziwny i przerysowany, aż boli."

W ogóle Agnieszka zhejtowała moje komiksy :( Nabrała, napożyczała, a teraz hejtuje. Smuteczek

Damian - 2013-03-03 19:09:19

Hellblazera nie lubi, Gwiezdnych Wojen nie lubi... zua kobieta.

Damian - 2013-03-05 20:53:24

sprawiłem sobie tom drugi WKKM. tym razem jest to historia otwierająca serię "Astonishing X-Men" zatytułowana "obdarowani". za scenariusz odpowiedzialny jest mój idol Joss Whedon (Firefly, Buffy, Dollhouse, Toy Story) i jak tylko zobaczyłem jego nazwisko na okładce, wiedziałem, że muszę to mieć. cóż mogę powiedzieć, historia jest kapitalna. Whedon znakomicie czuje postaci i zasypuje czytelnika prawdziwą lawiną kapitalnych dialogów. do tego dorzuca jeszcze kapitalne zwroty akcji i arcywroga z porządną motywacją. do tego oczywiście dostajemy Wolverine'a, a całość okraszona jest naprawdę wspaniałą kreską Johna Cassaday'a, więc jest przekozacko. ta historia zdecydowanie podbiła moje serce.

P.S. i gościnnie występuje Nick Fury, który jest biały jak trzeba (nie żebym był rasistą, ale fakty są takie, że przed erą Avengers'ów [reżyserowanych przez Whedon'a] Nick był bielutki jak śnieg).

P.S.2. tak w ogóle, to jakie komiksiki dałeś Agnieszce?

Pepe - 2013-03-06 09:43:16

Zaskoczę cię, ale Fury był chyba czarny jeszcze przed kinowymi Avengersami. Był w Marvelu taki moment, że odświeżali stare serie. Ten projekt nazywał się Ultimate. Stąd też masz ultimate spiderman, Hulk the Ultimate... i Ultimate Nick Fury właśnie - i w tej serii zrestartowany Nick był już czarny, bo chcieli go wykreować na podobieństwo Samuela L. Jacksona. I chyba błędnym jest założenie, że to zabieg na potrzby filmu, bo Nick pierwszy raz pojawił się w jako czarnuch już w Ultimate Marvel Team-Up w 2001 roku.
No, ale ofc. pierwszy, oryginalny i prawdziwy Furia był bialutki jak kiełbasa biała.\

BTW. Wydawało mi się, że X-menów dostałeś razem z pierwszym tomem od twojej lubej... Czy się pomyliłem, czy ty już nie pamiętasz co komu nakłamałeś? :D

Ech, co ja jej dałem... dwa zeszyty rising stars, darkness, dwa najlepsze tomy hellblazera, całego posiadanego resident evila, silent hilla i "Goliata" Toma Gaulda... Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem to dzieło wyniosło mnie prawię 5 dych, ale cóż... To chyba wszystko, chociaż pewnie coś pominąłem.

EDIT. A nie czekaj, Goliata Agnieszka nie umiała zhejtować - stwierdziła tylko, że bardzo specyficzny.

Damian - 2013-03-06 18:28:21

od Natalii otrzymałem "The Uncanny X-Men", a wczoraj nabyłem "Astonishing X-Men". Marvel natworzył od cholery tych serii i teraz się ludziom myli. co do Nicka Fury, to moja wypowiedź była nieprecyzyjna. wiem, że to nie w Avengers debiutuje jako czarnuch. Marvel ma o dziwo całkiem spójną wizję swoich ekranizacji i już we wszystkich filmach które do Avengers prowadzą pojawia się przecież Samuel L. (nawiasem jeden z najfajniejszych aktorów ever) jako Furia. stąd też era Avengersów odnosi się do początków produkcji, które powoli budowały fundament pod zeszłoroczny filmik.

elantir - 2013-03-07 17:44:33

Eeej, ale Rising Stars polubiłam :D Resident fabularnie mnie nie porwał, ale przynajmniej obrazki ładne. Z opinią Wrednego o Silentach się zgadzam, że początek spoko, ale później już bez szału. Chcę więcej Rising stars.
Dlaczego Hellblazer taki fajny? Jak dla mnie jest na siłę wręcz zrobiony na złego chłopca do jarania grzecznych chłopców. O.
No i jeszcze Darkness. Czytając pierwszy tom pomyślałam "jaki on piękny! A jaka historia ciekawa! A jaka fajna supermoc!". I tak mi się właściwie ciągnęło przez kilkadziesiąt stron, takie wpatrywanie się w głównego bohatera w różnych ujęciach. Ale niestety gdzieś koło 4-5 tomu zgubiłam się zupełnie w fabule, nie wiedziałam kto skąd pochodzi i czego tam szuka.

Damian - 2013-03-07 17:56:58

elantir napisał:

Dlaczego Hellblazer taki fajny? Jak dla mnie jest na siłę wręcz zrobiony na złego chłopca do jarania grzecznych chłopców. O.

a guzik. jak dla mnie nic tam nie jest na siłę. no przecież Hellblazer ma całą masę kozackich motywów. nie mów, że Ci się pojenie Lucyfera wodą święconą nie podobało.

elantir napisał:

No i jeszcze Darkness. Czytając pierwszy tom pomyślałam "jaki on piękny! A jaka historia ciekawa! A jaka fajna supermoc!". I tak mi się właściwie ciągnęło przez kilkadziesiąt stron, takie wpatrywanie się w głównego bohatera w różnych ujęciach. Ale niestety gdzieś koło 4-5 tomu zgubiłam się zupełnie w fabule, nie wiedziałam kto skąd pochodzi i czego tam szuka.

dobrze prawisz, fabuła po piątym tomie zmienia się w gówno. ale wcześniej jest przekozacko.

Pepe - 2013-03-07 19:30:31

Damianie, zostaliśmy grzecznymi chłopcami :D

Co do HB, zgromadziłem już wszystkie wydane w Polszy tomy i muszę powiedzieć, że dwa pierwsze są zdecydowanie najlepsze. Trzeci niby trzyma dobry poziom, choć było parę rozwiązań deus ex machina. No i zabrakło magii - trójeczka mocno skupiała się na Johnie jako człowieku, a nie magu, stąd czuję się troszeczkę niedosyt. W czwórce z kolei magia się wylewała na prawo i lewo, ale znowuż jakoś zabrakło mi tego głębokiego, melancholijnego, cierpiącego na wieczny weltshmerz Johna z pierwszych tomów. No i jest piątka, która wieńczy współpracę Gartha Ennisa z hellblazerem. To najcięższy, najbardziej obrazoburczy i szokujący komiks, jaki miałem okazję czytać. Szczerze mówiąc, nawet przyciężkawy Lucyfer nie wzbudził we mnie takich emocji jak "Łajdak u piekła bram." Musiałem podchodzić do lektury kilka razy i w duchu cieszę się, że to już koniec polskiej linii wydawniczej, bo jakkolwiek uwielbiam Johna, tak w ostatnim tomie ilość ciężkiego szajsu przekroczyła limit, który moja niewinna duszyczka jest w stanie znieść.

I widzę, że wszyscy mamy podobne odczucia co do Darknessa :D Szczerze mówiąc, te ostatnie 4 tomy przeczytałem przez pomyłkę w totalnie złej kolejności. Potem się poczaiłem i przeczytałem w tak jak być powinno... niestety, nie dostrzegłem różnicy.

Damian - 2013-03-07 20:26:29

ale właśnie to w trójeczce było takie fajne, że się skupiała na jego ludzkich stronach.

Pepe - 2013-03-09 18:57:18

Piszę, żeby pomarudzić na Dema. Nie mam gdzie to piszę tutaj: AAAAARGH!
Chcę z powrotem dużych ilości naraz psów. W nosie mam ogarniętość, w dupie mam jego występy, jak chce trzaskać kasę, to niech sprzedaje jogurty za złoty dwajścia dziewięć. Zaniedbał swój sztandarowy komiks, wiec dla mnie Dem umarł i nie żyje i trzeba się kurna znowu wykosztować na wieniec i kwiaty na grób. AAAARGH!

elantir - 2013-03-10 22:27:11

Tak, motyw ucieczki od piekła w formie przekrętu na demonach mi się podobał. Ale przecież ja nie narzekałam na fabułę (niezgorsza!), a na głównego bohatera. Czasami pomysły fabularne tak mi się radośnie z Wędrowyczem kojarzyły :D

Damian - 2013-03-11 09:42:42

to zasadniczo zmienia postać rzeczy, choć i tak uważam, że Konstancin to jeden z ciekawszych kiedykolwiek wymyślonych bohaterów.

co do przemkowego narzekania, to cóż mogę powiedzieć, Dem nie ma innego źródła dochodu niż jego działalność internetowa i sprzedaż związanych z tym gadżetów, więc nie ma się co dziwić, że próbuje z tego wycisnąć jak najwięcej. też tęsknię za komiksami i również nie wszystko co robi on obecnie do mnie trafia, ale jednak dostęp do tego wszystkiego jest za free, więc nie ma co narzekać.

Pepe - 2013-03-14 18:42:26

Dorwałem na alledrogo WKKM. Nie wiem jak dziwacznie jest to wszystko numerowane, że są dwa tomy z numerem 4, nie wnikam. W każdym razie 7 tomów za 160 zł. Wygrałem w życie.

Damian - 2013-03-14 21:13:17

zaoszczędziłeś raptem 45 złotych, a biorąc pod uwagę, że i tak Hulka sobie kupiłeś wcześniej, to jesteś 5 złotych do przodu. swoją drogą za ile byś tego dodatkowego Hulka sprzedał?

Pepe - 2013-03-14 22:42:00

No właśnie jakimś cudem... jest 7 różnych tomów i Hulka wśród nich nie ma... Magic? :D

Tom 1: The Amazing Spider-Man: Powrót do domu
Tom 2: Astonishing X-Men: Obdarowani
Tom 3: Iron Man: Extremis
Tom 4: Wolverine
Tom 4: Avengers: Upadek Avengers
Tom 5: The Amazing Spider-Man: Narodziny Venoma
Tom 6: X-Men: Mroczna Phoenix

Z tego co mówią internety, upadek avengersów (4) to jest pierwsze wydanie WKKM jeszcze z września 2012. w drugiej edycji to będzie tom 9.

Damianie, pierwszy tom kosztował 15 zł + 6 tomów za 40 to mi wychodzi coś koło 255. 255 - 160 to jest - nie znam się, ale na oko 95 zł.
BTW. zależy ci bardzo na tym, żeby seria ładnie wyglądała na półce? Bo myślę, że jak mi finanse pozwolą, to mógłbym ci tych Avengersów z pierwszej serii sprzedać za 2 dyszki i poczekać na wydanie, które przypasuje grzbietem do reszty.

Damian - 2013-03-14 23:31:15

liczyłem siedem pierwszych tomów z nowej serii, co w prenumeracie daje 205 złotych. chętnie bym tych Avengersów odkupił, ale już zamówiłem prenumeratę od tomu ósmego.

Damian - 2013-03-18 13:49:23

nie mogę chodzić do KiKa. a przynajmniej dopóki nie będę zarabiał co miesiąc średniej krajowej, za dużo dobra tam mają i za fajne ceny. ale wybrałem się dzisiaj w poszukiwaniu Hulka, żeby kolekcję uzupełnić, co prawda wielkiej, zielonej kuli testosteronu nie mieli, ale za to wyszedłem z Wolverine'em. muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany, po dotychczas przeczytanych przeze mnie zeszytach X-men spodziewałem się jakiejś mocnej historii z najlepszym mutantem ever, a dostałem takie w sumie nie wiadomo co.

album (tom 4 WKKM) składa się z czterech zeszytów miniserii Wolverine opowiadającej o przygodach Rosomaka w Japonii i jego miłosnych perypetiach. swoisty prolog umieszczony na początku jest zarąbisty, a cały pierwszy zeszyt prezentuje solidny poziom. Logan leci do Tokio, aby spotkać się z ukochaną, która ostatnio zaczęła go unikać, a na miejscu czeka go przykra niespodzianka. i do tego miejsca jest fajnie. później natomiast dostajemy bezładną bieganinę po Tokio, której główną atrakcją jest bezustanne naparzanie z zabójczymi ninja. finał całej historii też jet trochę koślawy choć prezentuje się lepiej niż środek albumu. 

autorem scenariusza jest Chris Claremont człowiek odpowiedzialny za Uncanny X-Men, więc dostajemy równie durną narrację co w tamtym przypadku. na początku każdego zeszytu Logan musi nas od nowa wtajemniczać w historię, opowiadać o swoich mocach i w ogóle... natomiast kreska Franka Millera całkiem spoko, choć wolałem jak Wolverine miał żółto-niebieski kostium, ale jeśli wierzyc informacjom zgromadzonym na końcu albumu, to strój Rosomaka akurat tak wtedy wyglądał w X-Men.

sam bohater pozostaje sobą. to wciąż stary, dobry Logan, tyle tylko że teraz próbuje jakoś sobie pookładać życie uczuciowe. w ogóle generalnym założeniem tej miniserii było pogłębienie postaci Logana co jakoś tam się udało, choć dalekie jest od ideału. 

podsumowując póki co to najsłabsza rzecz wydana w ramach WKKM, ale wciąż miło to będzie mieć na półce. no i jest Wolverine :D

Pepe - 2013-03-19 00:11:00

Ja z kikiem mam tak, że wchodzę, robię radosne zakupy i jestem przeszczęśliwy. Idę sobie i myślę "Haha, mam komiksy! haha! Będę czytał! Haha! Zostawiłem w Kiku 2 stówy trzeci raz z rzędu! Haha! Ha... ha... ha... O żeż... " Świadomość zwykle przychodzi jakieś 2 kilometry od św. Marcina :D

Damian - 2013-03-19 09:03:14

ja jakoś tak ostatnio mam większą samokontrolę, ale jednak lepiej nie kusić losu. jak wchodzę do Empiku to i tak wiem, że nic nie kupię, ale już z KiKiem tak łatwo nie jest.

elantir - 2013-03-20 20:36:58

Podglądając takie rozmowy wiem, że dobrze wybrałam, nie mieszkając w Poznaniu :D

Pepe - 2013-03-21 21:04:53

W sumie, czy "Komiks i Komiks" nie byłoby bardziej wiarygodnym rozwinięciem skrótu KiK? :D

Damian - 2013-04-03 15:44:30

nie byłoby, wszak w KiKu książki zalegają kilogramami, a i ja pierwotnie chodziłem tam w celu uzupełniania księgozbioru. tymczasem dostałem pierwszą paczkę z prenumeraty WKKM a w niej album Thor Odrodzenie oraz Upadek Avangers.

co do pierwszego to całkiem spoko. historia ta jest nowym otwarciem losów Thora po Ragnaroku i upadku Asgardu. nordycki bóg wraca na ziemię w asyście swego młota i próbuje odbudować krainę bogów, która tym razem ma się znajdować w Stanach Zjednoczonych. co za tym idzie pojawiają się zwyczajne ludzkie problemy trzeba kupić ziemię i takie tam. początek związany z załatwianiem tychże formalności to z całą pewnością najmocniejsza strona albumu choc i później jest dobrze, gdy Thor postanawia odnaleźć uwięzionych w ludziach dawnych mieszkańców Asgardu. tym sposobem poznajemy Heimdala i paru innych asów, a gdzieś tam po drodze przydarzy się również konfrontacja z Iron Manem. muszę przyznac, że wcześniej byłem sceptycznie nastawiony do postaci Thora, który kojarzył mi się z takim marvelowym odpowiednikiem Supermana (wprawdzie ma hełm ze skrzydełkami i młot, więc nie jest tak przypałowy jak facet z majtkami na spodniach, ale wciąż...), jednak po lekturze Odrodzenia Thor zyskał moją sympatię.

co do upadku Avangersów to tutaj została zachwiana moja wiara w WKKM. nie chodzi o to że historia jest zła czy coś (choć budzi mocne skojarzenia z Authority), ale o fakt że rzucono mnie na zbyt głęboką wodę i cały czas towarzyszyło mi uczucie zagubienia. do tej pory w WKKM prezentowano albo początki nowych serii, dzięki czemu można był szybko załapać co jest grane, albo historie w które po opisie ze wstępniaka można było bez większych problemów ogarnąć. oprócz tego poprzednie albumy dotyczyły albo pojedynczych herosów, albo drużyny X-men, w której było max sześc osób, więc wszystko szło ogarnąć. tymczasem przy Avangersach ktoś daje nam solidny cios łopatą w łeb i bez większych wyjaśnień prezentuje nam całą kupę herosów, z których większość pierwszy raz widziałem na oczy. i nagle jest jeden Antman nie wygląda jak Antman, tylko że zaraz się okazuje, że ich jest dwóch, tylko ten drugi teraz nazywa się Yellowjacket. jakby tego było mało wokoło wciąż huczą eksplozje, a sytuacja staje się coraz bardziej krytyczna. gdybym wcześniej dostał choc dwa lub trzy albumy o Avangersach dające większą liczbę informacji, to pewnie nie miałbym większych problemów ze spokojnym śledzeniem historii, a tak co chwila się zastanawiałem "kim jest ta babka?", "o czym ona mówi?", "co to za koleś?", "kto to kurna jest Steve?". i tak przez cały album. co do samej fabuły to w zamierzeniu twórców jest to katastroficzna historia o rozpadzie drużyny, która miała dać podwaliny pod nowych Avangersów. jak dla mnie za dużo w niej fajerwerków. ciągle tylko jakieś wybuchy, kosmiczne roboty, a zakończenie sprawia że to wszystko jest tylko kiepskim żartem. ale jest też genialny gościnny występ Spidermana :D natomiast co mi się bardzo podobało to epilog całej historii zawarty w Avangers Finale, w którym to po wszystkim grupa spotyka się, wspomina przeszłość i zastanawia co będzie dalej. Gdybym bardziej ogarniał kto jest kim to już w ogóle byłoby super.

i teraz tak właśnie siedzę i się zastanawiam w którą stronę zmierza WKKM. jeżeli patrzeć na angielskie wydanie kolekcji to czeka nas jeszcze wiele pyszności z czego ja najbardziej czekam na dalszy ciąg Astonishing X-men oraz Weapon X i Wolverine Origin. boję się jednak, że przydarzy się jeszcze sporo rzeczy takich jak Upadek Avangers, przy których bdę byt zagubiony, żeby w pełni zanurzyć się w opowiadanej historii. jednak mimo wszystko cieszę się, że WKKM istnieje, bo dzięki niej można poznać spory kawałek uniwersum Marvela, a każdy album zawiera przecież listę tytułów które warto przeczytać, jeśli chce się wgbłębic w losy poszczególnych bohaterów. jedno jest pewne, jak już WKKM się skończy Marvel zarobi na mnie sporo pieniędzy, gdy będę kompletował najbardziej interesujące tytuł z listy polecanych. mam tylko nadzieję, że DC nie planuje w najbliższym czasie podobnej akcji, bo mój portfel stałby się bardzo smutnym portfelem.

Pepe - 2013-04-04 10:42:52

Obecne WKKM to z tego co wiem reedycja WKKM sprzed paru lat - wszystko jest gotowe, pozamieniali tylko kolejność zeszytów (efekt jest taki, że mam dwa tomy #4. Hulk na grzbietach ma przez to prawy kciuk w miejscu lewego barku). O takiej akcji w DC jeszcze nigdy nie słyszałem, więc nawet gdyby miała takowa powstać, to myślę, że mamy przynajmniej kilka lat na zgromadzenie zasobów :D.

Co do Thora - fabuła była nienajgorsza, kreska bardzo miła, humor też na poziomie (szczególnie podobała mi się skrzynka pocztowa Asgardu), ale samej postaci nie potrafiłem polubić. Wydawała mi się mocno nijaka, w moim odczuciu Thor bardziej pasuje na jakąś postać drugoplanową, randomowego bohatera z Pcimia dolnego, który pojawia się jako mięso armatnie podczas wojny SuperHirołsów. Komiks - owszem, główny bohater - niespecjalnie.

Dużo bardziej przypadł mi do gustu Hulk, mimo iż zaprezentowany w WKKM epizod pochodzi z komiksowego średniowiecza, które czasami wręcz wali po oczach. Lektura tego tomu nasunęła mi myśl, że bohaterowie Marvela dzielą się na kultowych, mniej kultowych, ale nadal fajnych  i takich, którzy nie wiadomo do czego są - ot, kolejny mega silny, latający ziomek, sprawiający wrażenie wymyślonego na szybko i bez większego pomysłu.

Spider-man - podzielam zdanie Damiana. Fajny schwarzcharakter i żwawy, wyszczekany parker ze swoimi wewnętrznymi monologami - miód.
X-man - również duży plus, chociaż zdziwił mnie nieco sposób ukazania Logana. Nie miałem z tą postacią zbyt wiele styczności i zawsze wyobrażałem ją sobie jako agresywnego bandziora z mroczną przeszłością. I to się w sumie zgadza, ale zaskoczył mnie strasznie jego cwaniakowaty charakter, miłość do browaru i ugólna "kanapowatość" objawiająca się w przerwach pomiędzy cięciem ludzi na plastry, a byciem złym sukinsynem.

Obecnie brnę przez iron mana. Póki co, trochę mnie frapuje wolno rozwijająca się akcja i pseudorealistyczna kreska - z jednej strony dodaje całej historii realizmu i powagi, chociaż z drugiej, zastanawiam się, czy realizm i powaga to rzeczy, których pożądam sięgając po komiks Marvela.

Damian - 2013-04-04 11:12:38

Pepe napisał:

Dużo bardziej przypadł mi do gustu Hulk

Hulka jeszcze nie mam, ale nigdy jakoś specjalnie za nim nie przepadałem.

Pepe napisał:

Obecnie brnę przez iron mana. Póki co, trochę mnie frapuje wolno rozwijająca się akcja i pseudorealistyczna kreska - z jednej strony dodaje całej historii realizmu i powagi, chociaż z drugiej, zastanawiam się, czy realizm i powaga to rzeczy, których pożądam sięgając po komiks Marvela.

z tego co widzę, to ludzie w internetach strasznie Extremis hejtują, choć podobno zdobyło to nawet jakieś nagrody i uznanie krytyków. również jeszcze nie mam, ale pewnie w niedługim czasie domówię.

Pepe - 2013-04-08 15:20:49

Skończyłem iron mana - ogólnie, podobał mi się bardzo-bardzo. Jeden tylko mankament nie dawał mi spokoju - nagły skok mocy Starka po jego styczności z extremis i praktycznie brak jakichkolwiek związanych z tym efektów ubocznych - nie będę tu spoilował, powiem tylko tyle, że przypomniały mi się czasy dzieciństwa i zabawy we wszelkiej maści superhirołsów i innych ubermenshów, gdzie na porządku dziennym były idiotyczne power-upy. Ot, znalazłem w szufladzie tajemniczą tabletkę, zjadłem ją i huuray - jestem najsilniejszy na świecie i wzrokiem przepalam ściany. I w nosie mam, ze towarzyszom zabawy się to zupełnie nie podoba, zjadłem tabsa, jestem kozak. Stark też zjadł tabsa.

Damian - 2013-04-08 17:07:42

a ja sobie Jednorożca wczoraj przeczytałem, a konkretnie pierwszy tom "Ostatnia świątynia Asklepiosa". głównym bohaterem komiksu Ambroży Pare chirurg nie uznany przez Kolegium, jednak cieszący się względami samego króla Francji. pewnego dnia do jego pracowni przybywa teoretycznie martwy od kilku lat przyjaciel i wykrwawia mu się na podłodze, co jest zwiastunem wielu dziwnych wydarzeń jakie później nastąpią. głównymi bohaterami Jednorożca oprócz pana Ambrożego są najwybitniejsi lekarze schyłku renesansu, watykański główny zły i tajemnicze stwory.

początkowo trochę nie ogarniałem, gdyż komiks co chwila rzuca nas w inne miejsca i prezentuje różne wydarzenia, jednak w końcu historia klaruje się stricte wokół pana Pare i wówczas jest już spoko. w ogóle Jednorożec jest bardzo fajny. to taka trochę historia ze Starego Świata, tylko rzucona do naszej własnej rzeczywistości. w komiksie tym nie brakuje świetnych rysunków i efektownych wydarzeń, a walka pan Ambroży kontra Bardzo Złe Typy w sekretnym laboratorium przebija nawet pojedynek na młyńskim kole z drugiej części piratów z Karaibów (oczywiście to zwykłe efekciarstwo, ale z najwyższej półki). ale Jednorożec to nie tylko fajowe efekciarstwo. komiks pozwala nam także zgłębić poglądy jakie panowały w medycynie doby późnego renesansu, a jest to z pewnością coś nad czym warto się pochylić. no i są jeszcze tajemnicze stwory o których nie będę nic pisał żeby nie spoilowac, powiem tylko że są świetnie narysowane zrobione według ogólnie ciekawego pomysłu. dodatkowym plusem całości są dwie strony ciekawostek historycznych umieszczonych na końcu albumu.   

jedynym mankamentem Jednorożca jest fakt, że bohaterowie są do siebie dość podobni z wyglądu przez co zdarzyło mi się kartkowanie komiksu w tył, żeby się przekonać, że ten gość który zginął jakiś czas temu, to nie jest ten sam co teraz biega ze stworami. widzicie jeden miał brodę, a drugi sumiaste wąsy, poza tym się w zasadzie niczym nie różnili. nie wiem jak się skończyło polowanie na wampiry w wykonaniu Abe Lincolna, bo ani książki nie czytałem, ani nie widziałem filmu, ale Jednorożec nastawił mnie bardzo entuzjastycznie do postaci historycznych ganiających za stworami rodem z fantasy. gdyby nie zobowiązania wobec WKKM, to już bym pewnie czytał kolejne tomy. dzięki Przemku ;)

Pepe - 2013-04-08 20:27:59

Spoko. Mam w podorędziu całą listę Teoretycznie Fajnych Serii. Za każdym razem jak będzie okazja, kupię ci pierwszy tom, napędzając tym samym interes w kiku jak i pomagając ci zbudować własne komiksowe imperium na kształt mojego (nie mówiąc już o puszczeniu cię z torbami. To drobiazg, nie musisz dziękować ;) ).

EDIT: ojej, zlamiłem. Damianie, możesz przenieść recenzje Gyo i Uzumaki do działu z mangą? I przy okazji, nie uszkodzić fragmentu o iron-manie?

Damian - 2013-04-08 21:49:42

niestety nie ma takiej opcji za bardzo. w ogóle interfejs forum jest strasznie niewygodny i nieporęczny. jedyna opcja, to zrobić nowy post w mandze i skopiować do niego treść stąd, a potem usunąć ja z tego miejsca.

mógłbyś zarzucić mnie tą listą? jestem ciekaw co tam wyszukałeś. a w ogóle to czytałeś już tego Lewiatana?

Pepe napisał:

(nie mówiąc już o puszczeniu Cię z torbami)

ano książki, płyty, filmy, komiksy, kursy językowe jak żyć panie Pepe? jak żyć?

Damian - 2013-04-12 09:06:31

nie wiem czy obiła Ci się o uszy elektryzująca wieść Przemku, ale w Wielkiej Brytanii zapowiedziano kolejną po WKKM serię komiksów Marvela. zwać się to będzie Marvel's Mightiest Heroes i z tego co jak na razie wiadomo to każdy numer ma się skupiać na innym superbohaterze. co mnie bardzo zaskoczyło to fakt, że zapowiedziane numery ze Spidermanem i Wolverineem mają w sobie zawierać pierwsze wystąpienia tych herosów (Amazing Fantasy #15 [Spiderman] The Incredible Hulk #181 [Wolverine]). jeżeli cała kolekcja będzie utrzymana w tej konwencji to będzie to moim zdaniem jeszcze większa bomba niż WKKM. mnie osobiście bardzo jara perspektywa zgromadzenia na półce debiutów największych kozaków Marvela. ciekawe tylko czy będą to wydawać w Polsce i kiedy. na razie wiadomo tylko tyle, że pierwszy numer ma się ukazać u angoli w czerwcu tego roku, więc jeżeli będzie u nas to i tak pewnie nie wcześniej niż za rok.

Pepe - 2013-04-12 09:48:37

Istnieje spora możliwość, że obie serie będą się w jakiejś mierze pokrywały (w końcu WKKM publikuje (w większości) naprawdę dobrze wybrane epizody, wręcz kanoniczne), więc nie jarałbym się perspektywą miliona równiutkich grzbietów na półkach - chyba, że masz tyle hajsu, by kupić jeden komiks dwa razy. No, chyba że faktycznie chcą w tej serii pokazywać tylko originsy. Co kto lubi, ale ja jakoś ciężko trawię produkcje z lat 60'tych. Jak zauważył jeden ze wstępopisarzy w Sandmanie - głównym powodem tego, że komiksy stały się tak ambitną dziedziną popkultury była ich pierwotna głupota.

BTW. Z tego co kojarzę, WKKM ma być rozłożone na dwa lata, więc nawet jeśli MH wyjdzie za rok, to i tak będziesz musiał zbiednieć :<

Damian - 2013-04-12 11:29:18

pokrywać się chyba nie będą, bo przecież to ten sam wydawca. również nie jestem wielkim zwolennikiem lat 60tych, ale jednak pierwsze występy łyknę z przyjemnością, a poza tym na pewno wśród tych archaicznych komiksów zdarzą się jakieś bardziej wartościowe tytuły i mam nadzieję, że takie właśnie znajdą się w tej serii. no i jestem ciekaw jak wyglądały twory Stana Lee ;)

co do zbiednienia to od wielu już lat muszę godzić wiele pasji żerujących na moim budżecie, więc mam nadzieję, że i tę kolekcję uda się w to jakoś wkomponować, jeżeli oczywiście ukaże się w Polsce i okaże się godna uwagi.

Pepe - 2013-04-12 17:28:20

Co do listy, to przecież jak ci ją wyłożę, to nie będę miał ci co kupować :D. Ale jak chcesz, to proszę cię bardzo. Moim targetem są głównie komiksy frankońskie. Ogółem uważa sie je za bardzo dobre, tylko strasznie drogie i strasznie cienkie (Jednorożec miał bodaj 60 stron, mam rację?). I tak:

Long John Silver
Jednorożec
Koziorożec
Zabójca
Asgard
W.E.S.T
Jam jest Legion
Trzeci Testament
Y: Ostatni z mężczyzn
Lwy Bagdadu

Te dwa ostatnie to dzieło scenarzysty LOST'a. Myślałem jeszcze o Baśniach, ale tutaj mój komiksowy egoizm wziął górę - komiks który zebrał więcej nagród niż Sandman (!) musi być mój, mój i tylko mój.

Damian - 2013-04-12 19:10:12

Pepe napisał:

Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytania: nie czytałem Lewiatana. Ogólnie mam zasadę, że jeśli kupuję komuś prezent, to dotykam go tylko w białych rękawiczkach, przez dwie warstwy reklamówek.

chodziło mi o książkę, którą dostałeś na święta.

Pepe napisał:

(lewiatan miał bodaj 60 stron, mam rację?)

jeżeli chodzi o Jednorożca to 48 stron, a Long John chyba podobnie.

Pepe napisał:

Asgard

rzucił mi się w oczy w KiKu i nawet rozważałem, ale jak już Ci mówiłem to drogi sport. dopóki jest WKKM, to pewnie w nic innego inwestował nie będę.

Pepe napisał:

Myślałem jeszcze o Baśniach

też myślę o Baśniach i to już od dawna, jak już będę sławny i bogaty, to kupię hurtem ;)

Pepe - 2013-04-12 20:51:01

O matko, nie dość, że mi się koziorożec z jednorożcem wciąż pieprzy, to teraz jeszcze ten lewiatan. Już to poprawiam!

A lewiatan zastał napoczęty, dojechany do połowy i odłożony na bok ze względu na sesję. A potem jakoś o nim zapomniałem. Leży biedak na półce i czeka na lepsze czasy.

Pepe - 2013-04-16 21:17:39

http://media.psu.com/media/articles/image/Fables_Wolf.jpg
Pierwszy tom baśni za mną. Damianie - jaraj się, jest morderstwo, jest śledztwo, jest nawet wiecznie żujący papierosa, cyniczny detektyw w prochowcu.

Obiegowa opinia mówi tak: baśniom trzeba dać czas. Robią się lepsze z tomu na tom, ale by dostać najlepsze fabularne mięso trzeba przebić się przez pierwsze trzy, może cztery tomy. Jeśli tak, to już nie mogę się doczekać - pierwszy tom zdobył moje serce pomysłem i rysunkiem. Scenarzyści stworzyli sobie wspaniałe pole do popisu i z tego co słyszałem - wykorzystali je w pełni.

A zatem co mamy? Mamy nowy jork zamieszkały przez uciekinierów z krainy baśni - księżniczki, pięknych księciuniów, stare wiedźmy, czerwonego kapturka (disney nie zrobił nic z czerwonym kapturkiem, dziadu!), pinokia, a nawet Wilka Bardzo Złego, wokół którego kręci się pierwszy tom.
Dlaczego uciekli? Niejaki Adwersarz na czele ze swoją armią ruszył na podbój baśniowych krain, mordując, paląc i miażdżąc co tylko się dało. Tutaj należy się wielki plus za - skrótowy, niestety - opis samego najazdu. Zanim Adwersarz podbił Baśniogród, udało mu się zagarnąć "krainy Wielkiego Lwa", szmaragdowy Gród i wiele innych wonderlandów. Ci którzy przeżyli, schronili się w świecie "doczesnych" i starają się jakoś przeżyć.

Postaci zostały wykreowane bardzo zmyślnie - scenarzystom udało się pokazać, w jaki sposób przykra historia wpłynęła na bohaterów bajek - królewna śnieżka po rozstaniu z Księciem Uroczym stała się silną, zimną profesjonalistką starającą sie nie okazywać uczuć. Książę pozostał rozpieszczonym, wygodnickim sukinsynem. Świnki małe trzy - a właściwie tylko ta jedna, która przeżyła - żyje sobie gdzieś na farmie i przeklina swój los wieprzowiny hodowlanej. Pinokio... dobra, zamykam się bo zaspoiluje cały komiks :D

Jak już mówiłem, głównym bohaterem tomu jest Wilk Bardzo Zły, nazywany po prostu panem Wilkiem - detektyw pracujący od kilkuset lat (to prawda. Bajki nie umierają i nie starzeją się) na rzecz tajnej administracji Baśniogrodu. Na potrzeby historii pozwolono mu zachowywać ludzką skórę, ale i jego naturalne, wilcze przymioty - wyczulone zmysły i instynkt drapieżcy. Mam szczerą nadzieję, że będzie pojawiał się regularnie, bo z miejsca zdobył moje serce.


Ogólnie - chcę więcej!

Damian - 2013-04-16 22:05:59

Pepe napisał:

(disney nie zrobił nic z czerwonym kapturkiem, dziadu!)

Oo

podsyciłeś jeszcze mój apetyt. jaram się bardziej niż dotychczas.

Damian - 2013-04-17 09:48:51

Extremis za mną. zanim jeszcze dostałem komiks jarałem się, bo Iron man. potem przeczytałem hejty w internecie i mój entuzjazm osłabł, ale później Pepe stwierdził, że komiks bardzo mu się podobał, więc znów była podjarka. cóż... chyba jednak mamy różne gusta.

najgorsze w extremis są rysunki, owszem bardzo staranne i ładne, ale zupełnie nie pasujące do superhero. w wywiadzie na końcu Garnov mówi, że pracował nad nimi półtora roku i w moim odczuciu ten czas zmarnował. gdyby wybrał bardziej tradycyjną metodę, pewnie by mu to tyle czasu nie zajęło, a efekt byłby o wiele bardziej zadowalający.

druga sprawa. podejrzenie jakoby historie pisane przez Warrena Ellisa nie były dla mnie potwierdziło się po raz kolejny. fabuła extremis wykorzystuje chyba najstarszy motyw świata, [SPOILER]superhero walczy z villainem, dostaje łomot, ulepsza sprzęt i bezproblemowo wygrywa[/SPOILER] koniec. nic specjalnie odkrywczego, nic ciekawego i jeszcze w złej kresce. a zaczęło się przecież bardzo dobrze, wywiad z Pillingerem, choć ciężko się na niego patrzyło, to był bardzo dobry motyw. z resztą odwiedziny u starego profesorka też niczego sobie. ale później już słabo. no i Tony Stark jakoś wybitnie nie starkowy. dużo bardziej podobał mi się Iron man w gościnnym występie w Thorze, w sumie to nawet w upadku Avengers był lepszy.

podsumowując zdecydowanie najgorsza odsłona WKKM z tych które do tej pory miałem okazję czytać. jeszcze w kwestii technicznej pytanie do Przemka: miałeś w swoim wydaniu echa z przeszłości i oznaczenie co z polecanych albumów wyszło w języku polskim a co nie? u mnie tych dwóch elementów brakuje i nie wiem, czy dostałem jakiś wybrakowany egzemplarz, czy po prostu wydawnictwu przytrafił się bubel.

PS. to forum ma "genialny" system ostrzegania przed spoilerami. jak się wrzuci jakąś treść pod oznaczenie ze spoilerami, to zamiast zamazać tekst, tworzy dodatkową ramkę jak przy cytacie, żeby wszyscy jeszcze lepiej widzieli zawartą w spoilerze treść :/

Pepe - 2013-04-17 19:22:09

- najgorsze w extremis są rysunki
- pseudorealistyczna kreska - z jednej strony dodaje całej historii realizmu i powagi, chociaż z drugiej, zastanawiam się, czy realizm i powaga to rzeczy, których pożądam sięgając po komiks Marvela.


- fabuła extremis wykorzystuje chyba najstarszy motyw świata, [SPOILER]superhero walczy z villainem, dostaje łomot, ulepsza sprzęt i bezproblemowo wygrywa[/SPOILER] koniec.
- tylko mankament nie dawał mi spokoju - nagły skok mocy Starka po jego styczności z extremis i praktycznie brak jakichkolwiek związanych z tym efektów ubocznych


Czyli co do głównych wad się zgodziliśmy. Ale powiedz: nie podobało ci się rozwiązanie historii? Bo akurat to jest ta rzecz, dzięki której tomik u mnie zaplusował.

Damian - 2013-04-17 19:32:53

przy rozwiązaniu chodzi Ci o to co się stało z Mallenem, czy o wątek May?

i powiedz jak to jest z Twoim tomem, bo nie daje mi spokoju czy jestem jedynym wybrakowanym czy nie.

Pepe - 2013-04-18 00:23:37

Mallen to tam siusiak, o May mi chodzi. A co do tego tomu to ci powiem ja wrócę do domu, bo nie mam go w Poznaniu.

Damian - 2013-04-18 10:36:43

jeżeli o May idzie to muszę uczciwie przyznać, że trochę mnie to zaskoczyło, ale nie bardzo ruszyło. jakoś tak byłem źle nastawiony po finale z Mallenem i ostatnie dwie strony po protu przeleciałem na szybko.

Pepe - 2013-04-18 13:00:44

A to źle :>

Drugi tom baśni za mną. Było fajnie. Było mrocznie. Był bunt, była wojna, była konspiracja, tajemne spotkania, egzekucje, tęsknota za ojczyzną, moralnie wątpliwe decyzje, wybieranie mniejszego zła i sporo humoru. I cała galeria prześwietnych postaci z panem Kowalem, Lisem-Urwisem ( mój faworyt ), świnkami małymi trzema i Złotowłosą na czele. Czuć, że seria nie jest jeszcze w szczytowej formie, ale idzie w bardzo dobrym kierunku.

Spotkałem się gdzieś z opinią, że Fables to zamach na niewinność bajek. No cóż, pierwotnie bajki wcale jakieś specjalnie niewinne nie były. Ale nawet skupiając się na tej ugładzonej, ocenzurowanej słodkiej wersji którą znamy od małego - Fables NIE NISZCZY w żaden sposób bohaterów naszego dzieciństwa. To dalej te same postaci. Nie zostały zeszmacone, sprofanowane, ani sprowadzone do parteru. Po prostu dorosły razem z czytelnikiem. Dostosowały się do naszej rzeczywistości. W momencie w którym pojawił się cwaniakujący Lis-Urwis, przypomniał mi się mój ulubiony pan Lis z Opowieści z Narnii. I szczerze mówiąc, poczułem, jakbym odnalazł starego przyjaciela - trochę dorósł, trochę wyostrzył mu się język, przestał się chować za bajkową konwencją, ale to dalej ten sam Lis. Kolejny tom na plus.

Damian - 2013-04-18 13:55:15

Pepe napisał:

Spotkałem się gdzieś z opinią, że Fables to zamach na niewinność bajek. No cóż, pierwotnie bajki wcale jakieś specjalnie niewinne nie były.

ano właśnie. tylko że ludzie lubią sobie ponarzekać, nawet jak nie wiedzą jak było niestety.

Damian - 2013-04-23 13:22:22

właśnie dostałem telefon, że doszła paczka z prenumeraty WKKM. cieszy mnie, że tym razem dostaję komiks na dzień przed oficjalną premierą, bo Z Avengers było tak, że dostałem dopiero dwa tygodnie po ukazaniu się. oby ta dzisiejsza paczka była zwiastunem nowych standardów.

Pepe - 2013-04-25 11:05:58

Kolejne dwa tomy Fablesów za mną. Zdecydowanie zgadzam się z faktem, że im dalej tym lepiej. Scenarzysta Z niezwykłą łatwością wiąże ze sobą baśnie z całego świata. Zachowuje charakter bohaterów, mnożąc przy tym sposoby na stworzenie z nich iście komiksowych herosów. Przykładem może być Kaj z "Królowej śniegu". Tkwiący w nerwie oka odłamek diabelskiego lustra nigdy nie został usunięty, przez co chłopiec widzi wszystko to co w ludziach złe i okrutne. Jest więc wykorzystywany w charakterze telepaty, skanującego nowoprzybyłych do świata realnego baśniowców - wszystkie ich złe zamiary i mroczne strony osobowości są dla dzieciaka widoczne jak na dłoni, co koniec końców doprowadza go depresji i wydłubania sobie oczu - a że baśniowcy są tak wytrzymali, jak wytrzymała jest pamięć o nich w ludzkich głowach, oczy co jakiś czas odrastają, powodując kolejne okresy załamania.


[ALE SPOILER, NIECH TO LICHO!]
Zastanawiająca jest dla mnie nadal logika nieśmiertelności Baśniowców - w jednym z tomów Śnieżka zostaje trafiona w oko z broni wyborowej, ale po kilku miesiącach jej organizm daje radę się zregenerować. Róża czerwona marudzi, że jest tak mało znana, że mogłaby umrzeć od zwykłej ludzkiej choroby. Mały niedźwiadek ginie w bitwie z wojskiem adwersarza, ale niedługo potem mama niedźwiedzia zachodzi w ciążę, podobnie jest ze świnkami małymi trzema - giną wszystkie, ale w efekcie zabawnego zwrotu wydarzeń ich miejsce zastępują trzy inne prosiaczki. Może więc bajki są na tyle uogólnione, że dla ludzi bardziej liczy się fakt, żeby gdzieś tam instniały małe świnki w liczbie trzech - niekoniecznie te same, konkretne świnki.
[/JUŻ PO SPOILERZE, MOŻECIE OTWORZYĆ OCZY, DZIECI!]

Damian - 2013-04-27 17:55:25

właśnie skończyłem dziesiąty tom WKKM czyli The Amazing Spider-man: Ostatnie łowy Kravena. czytałem o tej historii wiele dobrego, ale i tak bardzo mnie ona zaskoczyła. powiem szczerze, że nie spodziewałem się po pająku tak dojrzałej i mrocznej historii. DeMatteis wykonał wspaniałą robotę tworząc fabułę tego komiksu, wydarzenia są ciekawe i zmierzają w niespodziewanym kierunku, naprawdę ciężko przewidzieć co wydarzy się za chwilę, czy też dokąd to wszystko tak naprawdę zmierza. akcji nie ma w tej historii wiele, ale to nie o nią tu chodzi. Ostatnie łowy Kravena opowiadają przede wszystkim o człowieku, o tytułowym Kravenie właśnie, ale niejako przy okazji także o innych postaciach o Peterze, MJ, czy Verminie. fabuła oprócz tego że znakomita, to jest jeszcze dobrze prowadzona, nie mamy tu zbędnych dialogów, a narracja prowadzona jest naprawdę znakomicie z perspektywy kilku postaci w perspektywie pierwszoosobowej. całości dopełniają znakomite rysunki Zecka, które wspaniale ilustrują oglądaną historię. jak dla mnie Ostatnie łowy Kravena to prawdziwa perła w kolekcji. absolutnie warto się z tym komiksem zapoznać. 

PS. nie należy jednak czytać wstępniaka przed lekturą komiksu, bo Lupoli swoim zwyczajem strasznie spoileruje. dlatego też nauczony przykrymi doświadczeniami z poprzednich numerów tym razem wstępniak przeczytałem na końcu.

Damian - 2013-04-28 11:01:27

uporałem się już również z tomem jedenastym Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz cześć 1. facet ze względu na to iż cały czas paraduje odziany we flagę Stanów Zjednoczonych zawsze kojarzył mi się z nudnym herosem stworzonym będącym żywą reklamą tego kraju. okazuje się jednak, że nie taki Kapitan amerykański jak go malują, ale nie zmienia to faktu, że jest on strasznie nijaki. za to sama historia całkiem dobra. co prawda opiera się ona w lwiej części na sentymencie do postaci Bucky'ego, który to w czasie wojny był dla Kapitana tym czym Robin jest dla Batmana, a później zginął, a więc siłą rzeczy jako człowiek, który tym albumem zaczynał swoją przygodę z Kapem nie do końca czułem klimat tej nostalgii. ale poza tym jest spoko. zaczyna się ostrym trzęsieniem ziemi (nie czytajcie opisu z końca albumu, bo to spoiler gigant), a później historia jeszcze nabiera tempa. jest to w zasadzie taki superbohaterski thriller tu jakieś morderstwo, tam jakieś bomby ale o co tak naprawdę chodzi jeszcze nie do końca wiadomo. do tego gościnnie występuje Nick Fury (kiepsko narysowany). do kreski w zasadzie nie mam większych zastrzeżeń, poza szefem SHIELD reszta narysowana jest całkiem sprawnie. podsumowując album ten choć zmienił moje spojrzenie na Kapitana, to jednak mnie do niego nie przekonał, ale sama historia całkiem mi się podobała.

teraz jeszcze muszę sprostować kwestię kolekcji Marvel's Mightiest Heroes. nie wiem gdzie ja miałem oczy, kolekcja wystartowała w styczniu tego roku, nie wiem skąd mi się wziął ten czerwiec. ale jak do tej pory w Anglii wyszły tylko cztery tomy, więc albo był to rzut testowy, taki jakie były wcześniej w Polsce z WKKM, albo tak się słabo sprzedawała, że po czterech tomów angole dali sobie spokój. obawiam się, że druga opcja jest niestety bardzo prawdopodobna, bo przeglądając angielskie fora widziałem raczej małe zainteresowanie tą kolekcją. brytole wręcz wprost wyrażali, że kolekcja ta ich nie jara i jest zbędna. smuci mnie to, bo ja bardzo liczyłem na tę kolekcję, a obserwując polskie fora widzę, że nie jestem wyjątkiem, a powiem nawet więcej, masa osób chciałaby aby ta kolekcja pojawiła się w Polsce. pozostaje mieć nadzieję, że w Anglii do tej pory wypuścili tylko rzut testowy, bo jeśli nie to w Polsce raczej nie mamy co na to liczyć.

Damian - 2013-06-23 11:07:50

sesja na wykończeniu, więc nadrabiam zaległości z WKKM. wczoraj padło Avengers Impas. nie wiem jakie były kryteria kolekcji, ale ktoś ewidentnie spieprzył sprawę z Avengers. Upadek był średni, ale Impas jest tragiczny. w zasadzie w jednym albumie dostajemy dwie niezależne historie. jedna skupia się na drugim Ant-manie i Walecie Kier, natomiast pomiędzy dostajemy wątek Thora i Iron-mana. jeżeli chodzi o pierwszą historię, to nie będąc osadzonym w świecie w zasadzie nie sposób przejąć się tym co dzieje się w komiksie. opowieść nie jest ani zła, ani dobra, równie dobrze mogłoby jej nie być, gdyby nie fakt, że jej zakończenie jest w zasadzie preludium Upadku. natomiast to co dzieje się pomiędzy, czyli naparzanka Thora z Iron-manem w pięknych okolicznościach Slokovii to totalna bzdura. pomysł był całkiem przyzwoity, oto bóg który zstąpił na ziemię, zamierza bronic swoich wyznawców przed uciskiem. no rewelacja. tyle tylko, że jest to opowiedziane w sposób słaby i naiwny, a dialogi są kiepskie. jedyne plusy tej historii to porządny, nordycki wygląd Thora oraz gościnny występ doktora Doom. moim zdaniem na Impas szkoda czasu. czekam na jakąś dobra historię z Avengers, bo na razie mam wrażenie, że Whedon z komiksów wziął tylko bohaterów a klimat filmu tworzył sam od podstaw wiedząc, że materiał źródłowy jest słaby.

jeszcze trochę narzekania na politykę wydawniczą Hachette. jak wiemy komiksy wychodzą bez zachowania jakiejkolwiek chronologii, tak że najpierw dostaliśmy Upadek, a później rozgrywający się wcześniej Impas. tylko że we wszystkich krajach poza Polską pomimo losowego rzucania komiksów w kolejnych tomach, zachowano chronologiczną numerację, czyli że po zebraniu wszystkich sześćdziesięciu numerów będą one stały na półce w kolejności od najstarszego do najmłodszego, tymczasem w naszym piękny kraju numerują kolejne części w kolejności ich wychodzenia, więc na półce panuje chaos, a dwie części Zimowego Żołnierza przedzielone są innymi komiksami. brawo Hachette!

Damian - 2013-06-23 22:30:24

w ramach posesyjnego relaksu dziabnąłem dzisiaj obie części Zimowego Żołnierza. pierwszą na przypomnienie, a potem drugą w ramach nadrabiania nieprzeczytanych tytułów. od tej pory możecie mnie uznać za oficjalnego fana Kapitana Ameryki od Brubakera. cała historia to naprawdę świetny thriller okraszony ciekawymi flashbackami i rozsądnym wykorzystaniem dobrodziejstwa Marvela. obie części stoją na wysokim poziomie, dziejące się w środku interludium o Jacku Monroe też daje radę i ma mocną pointę. Zimowy Żołnierz bazuje co prawda na sztampowych schematach powielanych już setki razy, ale robi to naprawdę dobrze. końcówka niestety trochę odstaje, ale też nie zamyka wszystkich wątków, więc jak kontynuacja runu Brubakera nie wyjdzie w WKKM, to chyba rozejrzę się gdzieś za oryginałem. jedynym co mi przeszkadzało była kreska Eptinga. nie jest jakoś szczególnie zła, ale momentami postacie wyglądają tak strasznie grubo, że aż brzydko. a Nicka Fury to by rodzona matka nie poznała...

Damian - 2013-07-01 00:48:16

no i nadrobiłem wszystkie zaległości, które mi się z WKKM na półce zrobiły. najpierw krótko o Ukaratorze: autorami są Garth Ennis i Steve Dillon czyli Ci sami panowie, którzy robili Hellblazera. komiks wygląda tak jak wyglądałby jakiś film Tarantino zrobiony w formie komiksu. i niech te dwa zdania wystarczą za rekomendację. jak ktoś lubi HB i Tarantino, to przy "Witaj ponownie Frank" będzie się świetnie bawił (jako i ja), natomiast jeśli się powyższego zestawu nie trawi, to chyba szkoda na Punishera czasu.

teraz o Marvels. również będzie krótko, bo nie chce mi się rozpisywać. komiks jest swego rodzaju hołdem wobec dorobku Marvela, mamy tutaj w zasadzie historię uniwersum opowiedzianą z perspektywy zwykłego człowieka. pomysł całkiem fajny. na plan pierwszy wysuwa się więc fotoreporter Phil Sheldon, a w tle przewija się plejada gwiazd Marvela od Human Torcha i Namora zaczynając, poprzez Kapitana Amerykę, Thora i X-Men, na Spidermanie kończąc. historia nie jest może jakoś szczególnie oryginalna, czy porywająca, ale ma przyjemny klimat. poza tym jest świetna odskocznią od wiecznej rozpierduchy i prania po mordach. scenariusz bardzo mi się podobał, zwłaszcza czwarty zeszyt chwycił mnie za serce, pewnie spora w tym zasługa tego, że było to moje pierwsze spotkanie z Gwen Stacey. co do rysunków, to normalnie takich malowanych ilustracji nie trawię, ale akurat w Marvels fajnie się wpasowują i podkreślają klimat opowieści. cóż mogę więcej rzec, Marvels to komiks o komiksach fajnie pomyślany i zrobiony. z pewnością warto się z nim zapoznać.

Pepe - 2013-07-24 21:19:07

Damianie, no kurde - dostałeś ode mua hellblejzery i ani słowa o nich nie słyszałem. Ruszże coś.

Damian - 2013-07-25 17:51:35

wybacz, ostatnio dość niespodziewanie mam życie i jakoś tak nie mam kiedy się za komentki zabrać, a trochę się tego uzbierało. HB generalnie bardzo spoko. czwarty tom trzyma poziom trzeciego, co prawda nie lubię onirycznych zapędów w czymkolwiek, bo z reguły stwarzają okazję, do ciągnięcia fabuły byle jak, bo to tylko sen, ale mimo to czwarty tom był spoko. no i gościnne występy dwóch znanych panów fajnie wyszły. tom piąty zaś jak dla mnie był Hellblezrem najwyższych lotów. ani mnie jego bluźnierczośc jakoś specjalnie nie wzdragała, ani nie odrzucała. czytało mi się mega dobrze, ubawiłem się i dostałem porządną dawkę konstancina. co prawda zakończenie wątku z Głównym Złym trochę słabe, ale reszta bardzo bardzo. zwłaszcza zeszyt z rozmowa Johna z księdzem w ciemnej piwnicy.

baśni na razie nie czytałem, ale może w ten weekend zacznę. i muszę kiedyś w końcu napisać słów kilka o nowych WKKMkach.

Damian - 2013-08-06 21:27:49

strzeliłem sobie w weekend dwa pierwsze tomy Y the last man i nie wiem skąd te zachwyty czy inne Eisnery. owszem komiks całkiem przyjemny, całkiem zabawny i ma całą masę nawiązań do popkultury, ale nic poza tym. scenariusz albo idzie po utartych schematach, albo też wali w takie tony nieprawdopodobieństwa, że nie sposób brać tej historii na poważnie, a scenarzyści chyba chcieliby żeby tak było (american patos fuj!). w każdym razie komiks przyjemny do poczytania i rozrywki, ale bez rewelacji. absolutnie nie szkoda tych pięciu złotych na każdy tom, za trzydziestką już bym tęsknił.

Damian - 2013-08-11 18:38:44

do trzeciego tomu Y mam jeden prosty zarzut: przewidywalny. jest w zasadzie gorzej niż w dwóch poprzednich, bo jakoś tu mniej humoru i mrugania do widza. do tego okładki spojlerują kolejne wydarzenia, a bohaterka którą miałem za sensowną i logiczną okazuje się kretynką w rodzaju Catelyn Stark. za to ogromnym plusem są dwa zeszyty dziejące się na uboczu głównego wątku. opowiadają one o wędrownej trupie aktorek, które w czasach po zarazie chcą nieść kobietom sztukę i nadzieję, przy okazji świetnie wyśmiewając te pierwszą. gdyby cały Y był utrzymany w tym tonie, to pewnie kochałbym go bardzo.

przeczytałem również siedem tomów Baśni i nie zgadzam się z obiegową opinią jakoby seria wraz z kolejnymi częściami robiła się coraz lepsza. pierwszego tomu nic nie jest w stanie pobić, natomiast trzeba Baśniom uczciwie przyznać, że są rewelacyjną serią. mają oczywiście swoje wzloty i upadki (tomy trzeci i piąty mieszczą się w skali między średnie, a słabe), ale generalnie sam pomysł i kreacja świata strasznie przypadły mi do gustu. moją ulubioną postacią jest oczywiście Wilk. twórcy tworzyli tę postać chyba specjalnie pode mnie: cyniczny detektyw w nieodłącznym prochowcu, charakter i wygląd zbliżony do Wolverina i cholernie efekciarska postać Wilka z megapodmuchem, jestem pewien, że scenarzysta szlajał się za mną przez wiele lat, żeby tylko stworzyć postać specjalnie dla mnie. oprócz Wilka bardzo lubię również Księcia Uroczego, który na początku jest zwykłym dupkiem, a z czasem przeobraża się w wielkiego politycznego gracza, bardzo fajna postać. no i Frau Totenkinder najbardziej niebezpieczna staruszka w dziejach świata. dla niej jednej warto poświecić Baśniom trochę uwagi :D

jeszcze krótko o kilku WKKMach:
-Spiderman - Narodziny Venoma - najsłabszy pajęczak w kolekcji. wkurzały mnie kilkuzeszytowe luki w historii zapełniane krótkimi streszczeniami. ale jednak wciąż warto, choćby dla Pumy.
-Hulk - Niemy Krzyk - zdecydowanie polecam. historia z zeszytu na zeszyt jest słabsza, ale jest tak luźna i ma w sobie tyle humoru, że gwarantuje sporo zabawy. no i gościnnie wystąpili Dr. Strange i Namor. polecam.
-X-men - E is for Extinction (przetłumaczone na Z jak Zagłada :/) - gorsze od poprzednich iksów w kolekcji, ale i tak jest zarąbiste. co prawda jak dla mnie historia miała trochę za duże tempo, ale ten tom dodał kolejną cegiełkę do mojego uwielbienia dla mutantów.
-Tajna Wojna - zaczyna się średnio, a malowane ilustracje strasznie mnie irytowały. szybko się jednak rozkręca i wciąga na maksa. świetna historia okraszona dobrym humorem i tak było dopóki nie wydarzył się zeszyt piąty. rozwiązanie historii jest po prostu dramatycznie słabe i niegodne. kolejny raz Brian Michael Bendis nie sprostał.

Damian - 2013-09-24 23:27:01

Gaiman zdecydowanie nie jest dla mnie, to już potwierdzone naukowo. seria Sandman uwielbiana jest na całym świecie, zebrała tyle nagród, że głowa boli, a fani uważają, że gdziekolwiek pojawi się nazwisko Gaimana jest ono gwarancją jakości. przeczytałem cztery tomy i nie mam pojęcia skąd to całe uwielbienie i tyle nagród. pierwsze trzy tomy nie przekonały mnie w ogóle. owszem czwarty był bardzo fajny, ale to by było na tyle. nie twierdzę, że Gaiman nie ma fajnych pomysłów. konwent wielbicieli płatków, wygląd Śnienia, czy spis ludności w tej krainie to naprawdę świetne pomysły, jednak rozgrywające się w wydarzenia Sandmanie nie są ani porywające, ani emocjonujące, ani nawet specjalnie ciekawe. ot po prostu się dzieją. z resztą sam główny bohater również jest mało wyrazisty, a do podjęcia wszelkich działań pchają go inne postaci lub rozgrywające się wydarzenia. nie chcę specjalnie narzekać, bo naprawdę chylę czoła przed Gaimanem za ogrom zawartych w Sandmanie pomysłów i różne genialne rozwiązania (zeszyt z człowiekiem, który postanowił nie umierać to znakomita historia), ale niestety twórczość tego pana to nie moja bajka.

i słów kilka o WKKM:
-Iron Man: Pięć koszmarów - jest lepiej niż w Extremis, ale szału nie ma. jakoś mnie komiksowy pan Żelazny nie przekonuje.
-Kapitan Ameryka: Nowy Ład - album okolicznościowy po 11 września. dużo patosu, ale nie dlatego mi się nie podobał. historia jest po prostu beznadziejna. tyle.
-Daredevil: Odrodzony - historia wychwalana pod niebiosa. rzeczywiście ma fajny duszny klimat i ciekawe rysunki. całkiem przyjemnie się to czytało, jednak dwa ostatnie zeszyty i cukierkowe zakończenie potrzaskały wszystko w cholerę. mogło być wybitnie, ale niestety nie było.

Damian - 2013-09-29 12:49:13

Willinghama powinno się spalić na stosie za to co zrobił Baśniom. stworzył on naprawdę znakomity świat i wciągającą, pełną klimatu historię. do siódmego tomu włącznie było naprawdę spoko (ze spadkiem formy w 3 i 5). tymczasem tom ósmy zaczyna nowy trend w Baśniach, od tej pory historia jest pełna uproszczeń i rozwiązań w stylu deus ex machina. coraz mniej zależy od postaci a coraz więcej od autorów, co osiąga swoje apogeum w "wielkim" finale czyli albumie jedenastym, w którym to nic już nie wynika z osobowości postaci i ich zamysłów, a tylko i wyłącznie z woli twórców. co prawda były jeszcze dobre momenty w tomach dziewiątym i dziesiątym, ale zakończenie cyklu to jedna wielka, cukierkowa porażka. smutno mi.

tymczasem New X-Men: Imperial czyli kontynuacja runu Granta Morrisona stanowiąca 21 tom WKKM jest zwyczajnie średnia. początek jest słaby i chaotyczny, później jest już trochę lepiej i pojawia się kilka naprawdę fajnych scen, ale całość bez jakiegoś większego szału. po E is for extinction liczyłem na więcej.

Damian - 2013-10-08 18:19:42

polecam sklep gildia.pl. zakupy jeszcze nigdy nie były tak łatwe i tak tanie. biedny pan portfel.

a teraz rzecz istotniejsza, przeczytałem Strażników Moore'a. komiks wywarł na mnie kolosalne wrażenie. klimat jest niemalże namacalny, a historia nieśpiesznie posuwa się naprzód co jakiś czas odsłaniając przed nami kolejny element znakomitej intrygi. wsiąkłem w Watchmen niemal od pierwszej strony i to bezpowrotnie. myślę o tej historii non stop, nawet w pracy i nawet teraz, chociaż skończyłem czytać wczoraj.

fabuła jest niezwykła. zaczyna się od zagadkowego morderstwa byłego superbohatera znanego jako Komediant. zagadkę próbuje rozwiązać inny heros, znany z mało eleganckich i radykalnych metod Rorschach. po drodze poznajemy innych żyjących bohaterów, a także historię ruchu Watchmen i poprzednią generację strażników, co stanowi świetnie położone tło pod wydarzenia mające miejsce "obecnie". do tego dostajemy świetnie wypełniony drugi i trzeci plan pełen postaci, które nie odgrywają istotnej roli w fabule, ale znakomicie urealniają historię i sprawiają, że jest ona pełniejsza. kolejną cegiełką w imponującej budowli jaką są Strażnicy jest przewijający się przez całą historię komiks o czarnym okręcie czytany przez chłopaka siedzącego przy stoisku z gazetami. kolejnym atutem są wypełniające pewne luki dłuższe fragmenty tekstów po każdym zeszycie, takie jak na przykład fragmenty książki pisanej przez pierwszego Nocnego Puchacza, czy też wywiady z bohaterami.

mocnym punktem Strażników są również postaci. zostały one świetnie napisane i poprowadzone. na plan pierwszy zdecydowanie wysuwa się Rorschach, ale niemałe role do odegrania mają również Nocny Puchacz, Doktor Manhattan, czy też Komediant, który pomimo śmierci na samym początku komiksu przewija się przez niego przez cały czas praktycznie do samego końca. jedynie Ozymandiasz został moim zdaniem nieco skrzywdzony, gdyż pomimo niezwykłej objętości historii poświęcono mu niezwykle mało miejsca. nie podobał mi się jedynie projekt kostiumów Ozymandiasza i Jedwabnej Zjawy, zwłaszcza ten drugi stój wygląda raczej jak piżama niż kostium superbohaterki.

nie będę pisał wiele więcej, bo nie sposób dobrze oddać słowami niezwykłości i klimatu Strażników. to trzeba po prostu przeczytać, jednak nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać czegoś o zakończeniu, jednak spokojnie będzie bez spoilerów. początkowo byłe strasznie rozczarowany. po tylu zeszytach znakomitej intrygi dostałem coś w rodzaju Bond spotyka Obcego i razem wpadają na Avengers, jednak im dłużej o tym myślę, tym lepsze mi się wydaje. przede wszystkim uważam, że po części jest ono żartem Moore'a, który po tylu zeszytach rozmijania się z konwencją, postanowił za nią podążyć. poza tym wydaje mi się, że w zakończeniu Watchmen nie jest najistotniejsze to jaki finał miała intryga, ale co stało się z samymi Strażnikami, z każdym z nich z osobna. no i dodać należy że finał historii pozostał w pewien sposób otwarty.

podsumowując zdecydowanie polecam Strażników każdemu, teoretycznie mogą się komuś nie spodobać, choć nie wiem komu mogliby nie przypaść do gustu. boję się tylko o jakość serii Before Watchmen. dzieło Moore'a wydaje mi się kompletne i nie widzę potrzeby dodawania czegoś więcej do opowiedzianej przez niego historii, jednak wyrwałem się już z zakupem pierwszego tomu tej serii, więc i tak go przeczytam.

Damian - 2013-10-11 18:26:18

Before Watchmen nie powala. opowieść o Minuteman jest jeszcze całkiem niezła i przybliża czytelnikowi postacie Gwardzistów, zwłaszcza Sylwetki i pierwszego Puchacza, jednak w gruncie rzeczy jest ro rozwinięcie i zilustrowanie historii, którą opowiedziało już Watchmen, więc jestem trochę rozczarowany. spodziewałem się jakiejś bardziej skomplikowanej samodzielnej fabuły, jednak mimo wszystko było ok. natomiast opowieść o młodości Laurie Juspeczyk, czyli drugiej Jedwabnej zjawy to prawdziwy koszmar. zamiast ciekawej historii o nastolatce popychanej do superbohaterstwa przez matkę, dostaliśmy trywialną opowiastkę o młodzieńczym buncie i pierwszej miłości z rysunkami, które bardziej kojarzyły mi się z rozrywkowym Marvelem niż poważnym dziełem jakim jest Watchmen. z tego też względu Before bardzo mnie rozczarował, liczyłem na zdecydowanie więcej. Komedianta/Rorschacha jeszcze kupię, bo Rorschach i Azarello, ale jak się okaże słabe, to albumowi Nite Owl/Dr Manhattan nie pomoże nawet nazwisko JMS na okładce.

za to bardzo mnie uradował Batman:Trybunał Sów. gacek to mój ulubiony superbohater z dzieciństwa razem z pajęczakiem, lubiłem mroczny klimat kreskówki i twardego Batmana z kwadratową szczęką wystającą spod maski i wciąż lubię. tym bardziej ucieszyło mnie, że pierwszy komiks jaki z nim przeczytałem jest naprawdę solidny. poziom całości jest jakościowo równie dobry jak porządne historie od Marvela, natomiast komiks DC zdecydowanie gniecie większość produkcji swojego wielkiego konkurenta klimatem. podoba mi się swoiste rozdwojenie, w scenach z Batmanem jest mrocznie i stylowo, natomiast większość kadrów z Brucem Waynem jest utrzymana w ciepłej tonacji, co fajnie ilustruje jego podwójną tożsamość. poza klimatem jest również naprawdę przyzwoicie fabularnie, pojawia się też trochę humoru, ale niestety zdarzają się również potknięcia SPOILERBruce Wayne spada z naprawdę wysokiej wieży i bez wysiłku i poważniejszych obrażeń ląduje sobie na gargulcu, a przecież nie ma on żadnych supermocy, jest po prostu bystry i wysportowany, powinien więc zdecydowanie mocniej oberwać, złamać chociaż żebro czy dwa. KONIEC SPOILERA
jednak generalnie muszę przyznać, że naprawdę fajny Batman ten komiks. a niedługo Miasto Sów.

o piątym tomie Sandmana napiszę tylko tyle, że znów historia nie ruszyła mnie w ogóle. Gaiman ma do mnie pecha.

Damian - 2013-10-23 17:00:04

WKKM:
-Marvel Zombies - koszmarnie słabe i wcale nie dlatego że zawiera zombie. historia jest po prostu beznadziejna, a dialogi to porażka.
-Planet Hulk - w życiu bym się nie spodziewał, że tym co najbardziej mi się spodoba w tej kolekcji będzie Hulk. tymczasem Silent Screams okazało się naprawdę fajne, a Planet Hulk również daje radę jako komiks o tym jak Wielki Zielony został gladiatorem. fajna, lekka i przyjemna rozrywka. chociaż ostatnie zeszyty to już za duża rozpierducha jak na mój gust.

Damian - 2013-11-02 00:07:49

wsiąkłem na dobre.

Batman: Długie Halloween - świetna, stylowa opowieść w klimacie noir. Batman, komisarz Gordon i Harvey Dent w trzynastu zeszytach próbują rozwikłać zagadkę tajemniczego mordercy, który popełnia zbrodnie tylko podczas świąt. oprawa graficzna jest naprawdę znakomita, tworzy niezwykły klimat i przywodzi na myśl Batman TAS z 1992 roku (ostatnio zacząłem sobie odświeżać ten tytuł). od strony fabularnej również jest dobrze, wprawdzie momentami tempo było dla mnie zbyt wielkie, a niektóre zeszyty nie wnosiły wiele do historii, jednak te drobne niedogodności rekompensowała plejada znanych przeciwników Gacka i naprawdę dobre budowanie historii. plus nawiązania do Ojca Chrzestnego, w tym motyw z otwierającym opowieść weselem. prawdziwa klasa, aż nabrałem ochoty na Nawiedzonego Rycerza.

Batman: Miasto Sów - Trybunał to co prawda nie jest, ale wciąż jest dobrze. klimacik udało się zachować, a historia jest dobrze opowiedziana. samo rozwiązanie może i było banalną mielonką z MacDonalda, ale nie zraziło mnie jakoś mocno, może dlatego że byłem przygotowany na coś o wiele słabszego po przeczytaniu komentarzy w necie. w każdym razie opowieść trzyma poziom dość solidny i sprawdza się jako kontynuacja. przeszkadzały mi jedynie przeskoki z Grega Capullo na innych rysowników, jakoś tak nie lubię zmian kreski w środku historii. uważam również, że można było odpuścić zeszyt z Mr Freezem mimo, że był on całkiem spoko, natomiast kończący album trochę od czapy zeszyt z Harper Row zdecydowanie bym wywalił.

po tych dwóch albumach zdecydowanie mam apetyt na więcej. jestem też ciekaw jak się rozwinie sytuacja z New52 na naszym rynku. no i mam cichą nadzieję na WKKDC ;)

Damian - 2013-11-10 17:16:33

wreszcie uporałem się z wszystkimi komiksami od Pepe.

Testament - przedmowa ostro mnie podjarała. sugerowała nowatorskie, ciekawe spojrzenie na Biblię i próbę przeniesienia wątków biblijnych na grunt współczesności. zapowiadało się dzieło naprawdę solidne i ambitne... właśnie, zapowiadało się. może i ta historia ma jakiś głębszy sens, może fabuła jest ambitna i zawiera jakąś dyskretną głębię, jednak problem polega na tym, że zalew cycków i seksu sprawia, że dostrzeżenie w tym komiksie owych głębi i ambicji jest dość kłopotliwe. mi się nie udało.

DMZ - tło odkrywcze nie jest, ale umieszczone na nim historie (zwłaszcza ostatnia) całkiem przypadły mi do gustu. fajny komiks.

Damian - 2013-11-16 18:58:32

no i zakupiłem oraz przeczytałem album Batman: Nawiedzony Rycerz. zbiera on trzy halloweenowe historie z gackiem piane przez Loeba i Salea i cóż mogę rzec: jest fajnie. kreska bardzo mi przypadła do gustu i fajnie ilustruje mocno zwariowane historie oparte na takich klasykach jak Alicja w Krainie Czarów czy Opowieść Wigilijna. najlepsza moim zdanie jest pierwsza, najdłuższa opowieść o polowaniu na Stracha na Wróble. kolejne nie są już tak dobre, ale i tak fajnie się je czytało. trochę mnie tylko rozczarował Joker. niby jego radośnie uśmiechnięta morda szczerzy się do nas z okładki, ale w komiksie występuje on bodajże tylko na pięciu stronach. szkoda, bo Sale świetnie go rysuje, a Loeb znakomicie kreuje tę postać. cóż mogę więcej powiedzieć, Długie Halloween to to nie jest, ale mimo wszystko fajnie się to czytało.

ten klasyczny Batman jest o wiele lepszy od większości komiksów, które pojawiły się w ramach WKKM.

Damian - 2013-11-29 16:13:01

Pepe pisz coś o komiksikach, bo tu pusto strasznie!

Pepe - 2013-12-02 22:26:16

Łoczmeni - Czytałem z dwa tygodnie i mam mieszane odczucia. Przede wszystkim, to smutna historia ludzi po 40-tce, którzy najlepsze lata życia poświęcili pogoni za marzeniem. Komiks nie przedstawia tego tak dosadnie, ale patrząc chociażby na stosunki Daniela i Rorschacha nie mogę powstrzymać się od przeświadczenia, że to wszystko... no właśnie, to wszystko żart. Dziecinna zabawa, z której wyrośli już wszyscy oprócz Rorschacha. Ponad połowa historii opowiada o tym co już było i nigdy nie wróci. To dzieło pełne sentymentu, opowieść o kiepskich czasach i tęsknocie za tymi lepszymi. Głównie dlatego polubiłem strażników - przeżyli już całe swoje bohaterskie życie i mogą opowiedzieć o nim z jakiejś konkretnej perspektywy. Świetnie podkreślono to w filmie piosenką z intro - The times, they are just changin'.

[SPOILER ALERT]
Zakochałem się bez reszty w Komediancie. Początkowo czułem do niego niechęć. Potem, gdy odwiedził w nocy Molocha, zmieniłem o nim zdanie. Może już nie żył, ale czułem jego obecność, jego piętno na każdej stronie komiksu - tak jakby był jednym z żywych bohaterów. Uwielbiałem go, bo... no bo on wiedział. Rozumiał, na czym polega dowcip. I nie cytuję tu bezsensownie Rorschacha, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale sam czułem czytając Łoczmenów, że całe moje życie, mój kraj, mój świat, to wszystko tylko żart. I - hej - nikt nie powiedział, że to dobry żart.
Co do intrygi - dupy mi nie urwała. To, że badassem jest Ozymandiasz wiadomo było praktycznie od pierwszej strony. Fakt, że na końcu historii Ozi wyjawia bohaterom swój mroczny plan "możecie wiedzieć, bo i tak mi nie przeszkodzicie, har, har!" wołał o pomstę do nieba, albo chociaż o kopa w dupę za sztampowość. Radosny entuzjazm, z jakim bohaterowie stwierdzili "okej, masz rację, zrobiłeś dobrze zabijając tych ludzi" po prostu mnie rozczarował. Trzeba jednak przyznać, że za każdym razem, gdy Alan mnie wkurzył, wystarczyło pięć minut, by zajął mnie nowym fajnym pomysłem, który pozwalał zapomnieć o niedociągnięciach. Śmierć Kovacsa była zaskakująco szybka i nie zdążyła nawet zostawić tej smutnej pustki w sercu. Mówiła jednak co innego - ludzie po prostu umierają. Bez fajerwerków, bez melodramatycznej muzyki. Po prostu. Bum. Nawet Rorschach. Ale w strażnikach tak naprawdę nie chodzi o fabułę i intrygę. Chodzi o coś zupełnie innego - o klimat rezygnacji i kompromisy. Gdyby puchacz miał 20 lat mniej, pewnie rzuciłby się na Oziego z pięściami. Ale nie miał. Miał 40, sporo widział, sporo przeżył i podjął racjonalną decyzję, dzięki której ucierpi jak najmniej ludzi. The times, they are just changin'.
[END]

Łoczmeni wiercili mi mózg przez dwa dni, potem przestali. Zostawili po sobie jednak mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Pytań o sens marzeń, ideałów, sprawiedliwości, o sens walki. I szczerze mówiąc, chociaż minął już prawie miesiąc od lektury, nie mam ochoty sięgnąć po kolejny komiks. Chyba już żaden superbohater nie opowie mi tak dobrego dowcipu jak komediant.

Damian - 2013-12-14 18:15:17

Ultimate Spiderman - jakimś cudem jak przekartkowałem ten album w Empiku, to spodobały mi się rysunki i to nastawiło mnie pozytywnie. niestety podczas lektury srogo się rozczarowałem. Moc i odpowiedzialność po raz kolejny odgrzewa kotlet początków Petera i ugryzienia go przez napromieniowanego pająka i ja się pytam po co? ile razy można czytać o durnych problemach nastolatka z super mocami? ile jeszcze razy będą nas męczyć tanim moralizatorstwem wujka Bena? do tego sama historyjka w klimatach szkolnych nie powala, a Ultimate Green Goblin to jakiś żart. jedynym plusem tej historyjki jest żartujący Spiderman, tak na pocieszenie.

Ultimates - tutaj sprawa ma się zupełnie inaczej. historia początków Avengers świata Ultimate, czyli Ultimates właśnie jest bardzo fajna. wyraziste postaci z tego co się zdążyłem zorientować różnią się od swoich odpowiedników ze świata 616 i to często na plus jak choćby w przypadku Starka, czy Thora. do tego w historii pełno jest żartów i generalnie panuje luźna atmosfera (choć zdarza się też, że uderza w cięższe tony), sporadycznie okraszona efekciarstwem w ciekawym wydaniu. świetny album, już wiem skąd się wzięli filmowi Avengers.

elantir - 2013-12-17 11:27:07

Trafiłam w taniej książce w cenie zawrotnych 3zł na takiego cusia http://pl.wikipedia.org/wiki/Y:_Ostatni … C5%BCczyzn . Trzy (z opisu wikipedii wynika że jedyne polskie) tomy. Opowieść o tym, jak bardzo świat stał się porąbany, gdy rządzą nim same kobiety. Główny bohater - mężczyzna - tajemniczo odporny na jeszcze bardziej tajemniczą zarazę chromosomu Y, staje się jedyną nadzieją na ocalenie ludzkości. Nie znam się na komiksach, ale ten jest sympatyczny jako czytadełko. Przeczytane, odstawione, zapomniane.

Damian - 2013-12-17 18:23:09

elantir napisał:

Nie znam się na komiksach, ale ten jest sympatyczny jako czytadełko.

w pełni się z tym zgadzam. btw. za 3zł to taniej niż ja kupiłem swoje.

elantir - 2013-12-29 19:00:11

Paczcie co jest w weltbildzie w promo http://www.weltbild.pl/szukaj.html?quer … 844&y=-175

Damian - 2013-12-29 20:40:11

jakbym miał mało pomysłów na gospodarowanie wypłatą... ale dzięki za info Agnieszku ;)

btw. skończyłem dzisiaj czytać Essential X-men 2. na początku ciężko się przyzwyczaić do czarno-białych rysunków, ale później już idzie. fajna, lekka rozrywka i kupa wydarzeń z życia grupy. polecam. zwłaszcza jak ktoś chce wsiąknąć na dłużej, bo tomiszcze zawiera aż dwadzieścia siedem zeszytów, w tym dwa annuale.

Damian - 2014-01-08 20:40:38

Komediant/Rorschach za mną. sądząc po Lovelessie Azarello wydawał się być idealnym scenarzystą tego tomu, ale niestety mnie rozczarował. część o Komediancie jest stanowczo zbyt długa i nijaka. typowa wycieczka po największych traumach we współczesnej historii USA, czyli zabójstwo Kennedyego, wojna w Wietnamie i tak dalej, tylko że z udziałem Komedianta. ani to origin, ani samodzielna historia, nic nowego nie wnosi, a jeszcze jest chaotyczne. podobała mi się jedynie końcówka i to jak Komediant podsumował Rorschacha.

natomiast część poświęcona Rorschachowi, to jest wreszcie to co miałem na myśli słysząc o serii Before Watchmen. ten album to nie jest origin, ani próba pogłębienia postaci (co z resztą byłoby niemożliwe), to jest po prostu fragment z życia Rorschacha i o to chodzi. niestety za trafnymi założeniami nie poszła porywająca historia. źle nie jest, ale dobrze też nie, a w króciutkim scenariuszu znalazł się jeden spory bubel. podejrzewam, że gdyby odwrócić proporcje i dać cztery zeszyty Komediantowi, a sześc Rorschachowi, tak żeby jego historia mogła się porządnie rozwinąć, byłoby zdecydowanie lepiej. ale jednak mimo wszystko dam chyba szansę Nite Owlowi od JMSa, chociaż internet mówi, że jest gorzej niż u Azarello. pożyjemy, zobaczymy...

Damian - 2014-01-24 21:46:04

jeszcze za czasów Kaczora Donalda chodził za mną Thorgal. jako że Hachette właśnie wypuściło pierwszy numer za dyszkę, to się skusiłem. muszę przyznać, że wydane jest to na równie dobrym poziomie co WKKM (choc zdaje się nie tak solidnie), komiksik naprawdę ładnie opakowany i wuchta dodatków. prenumerował jednak nie będę, bo całość można uzbierać dużo taniej, szkoda trochę grafik Rosińskiego, ale co ja bym z nimi w sumie robił?

natomiast co do samego komiksu, to pierwszy tom absolutnie mnie nie porwał. historia oklepana i schematyczna, do tego drewniane dialogi. plusem są jednak naprawdę fajne rysunki i szczątkowa narracja (komiks praktycznie opowiada się sam, bez zbędnych wtrąceń narratora). mam nadzieję, że to tylko rozbiegówka i dalej będzie lepiej, bo szkoda by było, gdyby kolejna kultowa pozycja okazała się być "czymś nie dla mnie".

Damian - 2014-02-23 13:25:45

http://www.filmweb.pl/news/Wiemy%2C+kto … komentarze

koleś totalnie nie pasuje wizualnie, a seriale spod znaku DC są generalnie uznawane za dość słabe, więc nie robię sobie wielkich nadziei, ale jednak serial o Constantinie bym sobie obejrzał. pod warunkiem, że byłby to dobry serial.

elantir - 2014-04-13 19:37:49

Ej czytam Thorgala. Znaczy się - "czytam" to dość szumne słowo, bo tom na dwa tygodnie, a jestem przy drugim, no ale jest git :D

Damian - 2014-04-13 19:42:18

no ja jeszcze drugiego nie kupiłem. ale jak już się udzielam, to napiszę, że drugi tom Astonishing X-Men Whedona mnie rozczarował. trzy pierwsze zeszyty jeszcze całkiem fajne, ale druga połowa albumu to zdecydowanie nie moje klimaty, no ale podobno ten tom to najsłabsze co Whedon zrobił w X-Men, więc liczę na to, że kolejne dwa dają radę.

smutno mi, bo mam tyle komiksów, a nic nie czytam, tylko odkładam na lipiec. końcówka studiów to najgorszy okres w życiu...

btw. Pepe skrobnij coś o Batmanach, albo o Hulku jeśli skończyłeś.

Pepe - 2014-04-16 03:34:53

Thorgala przeczytałem 31 tomów. Zacząłem już jako szczyl w podstawówce, bo kilkanaście zeszytów walało się w nieładzie po bibliotece publicznej. Potem w liceum ściągnąłem sobie PDFy i uzupełniłem braki. Pojawienie się nowego scenarzysty mocno mnie zniechęciło i zarzuciłem temat, choć różni ludzie mówią, że im dalej tym lepiej. Zniechęca mnie też fakt, że główna seria po 31 tomie rozpadła się na kilka mniejszych podserii opisujących przygody poszczególnych bohaterów. Jakoś nie lubię takiego rozdrabniania się...

Damianie, seria thorgala ma już grubo ponad 30 lat, a jednak moim zdaniem mocno przebija wiele komiksów z podobnym stażem. To kawał dobrej przygody - może czasami nie zabijają oryginalnością, ale nigdy nie umiałem odmówić Thorgalowi zarąbistego klimatu. Nie zniechęcaj się, bo możesz stracić naprawdę świetną lekturę.

Damian - 2014-07-29 18:44:31

kolejny Before Watchmen za mną, tym razem był to Nocny Puchacz/Dr Manhattan od JMS'a. część dotycząca Dreiberga podobała mi się bardzo. wprawdzie origin postaci jest oklepany jak cholera, ale zajmuje mało miejsca, a później dostajemy historię pewnego śledztwa. nic oryginalnego, ale w bardzo fajnym klimacie, do tego Straczyński pomimo zaledwie czterech zeszytów potrafił znaleźć miejsce zarówno dla Nocnego Puchacza, jak i Rorschacha, Hollisa Mason'a, a nawet dla pewnej postaci ledwie wspomnianej we właściwej serii o Strażnikach. część Dr Manhattana jest niestety o wiele słabsza. zamiast jakiejkolwiek historii o tym bohaterze mamy tutaj czterozeszytowy wykład o nieskończonych liniach czasu. początek mi się podobał, ale im dalej w las tym gorzej. niebieski człowiek nie ma żadnej fabuły, a jego przeciągnięte ponad miarę rozważania bardzo szybko nudzą czytelnika. do tego JMS moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie wtrąca swoje trzy grosze do finału Strażników. na przejażdżkę w tym albumie załapała sie jeszcze dwuzeszytówka o Molochu, lecz mogę o niej powiedzieć jedynie tyle dobrego, że ma zarąbiste okładki. opowiadanie historii  życia jedynego szwarccharakteru Strażników w zaledwie dwóch zeszytach i do tego robienie z niej takiej sztampy uważam za cios, który Molochowi zupełnie się nie należał. podsumowując Nocny Puchacz to najlepsze co czytałem z Before Watchmen, ale reszta runu Straczyńskiego jest niestety tragicznie słaba.

przeczytałem również oryginalną Skargę utraconych ziem oraz dwa tomy prequelowej serii Rycerze Łaski. oryginalna historia jest naiwna i pełna rozwiązań typu deus ex machina, a jednak nie mogę odmówić jej pewnego uroku. Sioban - główna bohaterka - zyskała moją sympatię, a rysunki Rosińskiego bardzo mi się podobały. do tego ostatnia część trzymała mnie w napięciu. w ogóle druga połowa oryginalnej Skargi jest o wiele lepsza niż pierwsza. co do Rycerzy Łaski, to szału nie robią, ale jednak są o wiele lepsi od oryginalnego cyklu. tutaj również twórcom nie udało się uciec od dem (deus ex machina :D) ale zgrabniej poradzili sobie z całością historii. czekam na tomy trzeci i czwarty.

Noe. pierwszy tom to w zasadzie taki wstęp do wstępu, ukazujący nam jak wyglądają pionki i plansza w wersji tej historii jaką chce nam opowiedzieć Aronofsky. tom drugi jest tego przedłużeniem, choć tutaj pomału zaczyna się coś dziać... i zaczyna się tom trzeci w którym wreszcie akcja idzie do przodu w ciasnym i dusznym klimacie. no i na zakończenie jest tom czwarty zdecydowanie najlepszy z serii. rzadko się ostatnimi czasy zdarza, żeby był usatysfakcjonowany końcówką jakiejś historii. najczęściej twórcy świetnie zaczynają i wciągają mnie w opowieści, które kończą się tak, jakby od początku nie było na nie dobrego pomysłu. tymczasem z Noe jest dokładnie odwrotnie, zaczyna się to powolnie i mozolnie brnie do przodu, aby chwycić czytelnika za jaja gdzieś w okolicach połowy i nie wypuścić już do końca. Noe nie jest historią wybitną, ale jest całkiem satysfakcjonującym czytadłem. do tego rysunki są fajne, choć irytowały mnie znaki zapytania latające czasami nad głowami postaci, które zupełnie nie pasowały do klimatu opowieści.

Damian - 2015-04-20 12:14:12

żeby nam forum nie zamkli napiszę tylko, że jaram się komiksami Joana Sfara. Profesor Bell jest przekozacki. do tego jeszcze Wampir, co prawda w odniesieniu do niego kozackość średnio się sprawdza, ale na pewno jest to świetny komis.

www.rifleteam.pun.pl www.hkh.pun.pl www.ak.pun.pl www.asking-alexandria.pun.pl www.git-ludzie.pun.pl