Forum Literackie

Nowe, lepsze Kółko Literackie

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2011-12-10 15:40:23

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Manga

będę recenzował Ikigami, a nie chcę mieszać książek z mangą, w końcu jakiś porządek być musi. 

zacznę od tego, że historia snuta przez Motoro Mase nie opowiada o wielkich wojownikach z jeszcze większymi mieczami, którzy wciąż na nowo ratują świat przed zagładą. o czym więc jest Ikigami? cóż akcja cyklu rozgrywa się w świecie właściwie takim jak nasz z ta jedną różnicą, że co tysięczny obywatel umrze młodo na skutek wybuchu mikro kapsuły znajdującej się w jego sercu. każda "ofiara" czy też może "jednostka spełniająca patriotyczny obowiązek" dostanie na 24 godziny przed śmiercią zawiadomienie o śmierci czyli tytułowe Ikigami. dzięki temu osoba ta będzie mogła spędzić czas jaki jej jeszcze pozostał tak jak sobie tego życzy. głównym bohaterem całej serii jest Fujimoto młody chłopak, który zajmuje się doręczaniem zawiadomień o śmierci. jednak prawdziwymi bohaterami serii są ludzie, którzy dostają Ikigami i których ostatnie godziny życia śledzimy przewracając z pasją kolejne strony.

jak do tej pory przeczytałem dwa tomy Ikigami. wiąże się to z tym, że kosztują one w granicach trzydziestu złotych, a wystarczają zaledwie na godzinę czytania, a póki co nie stać mnie jeszcze na to żeby pozwalać sobie na taki luksus zbyt często. wracając jednak do sedna każdy tom podzielony jest na dwie części, która z kolei dzieli się na trzy akty, więc jestem już po czterech historiach i jestem pod kolosalnym wrażeniem. o ile pierwszy tom jest po prostu bardzo dobry, o tyle drugi jest wprost genialny. po kolei jednak. ja już pisałem powyżej w każdej kolejnej historii towarzyszymy danemu "wybrańcowi" bądź też "wybrance" który/a ma umrzeć. żeby nie było system nie wybiera ofiary z imienia i nazwiska. w pewnym wieku wszystkie dzieciaki przyjmują szczepionkę "roz-kraj", a w jednej na tysiąc jest owa kapsuła, która za parę lat kilka z nich zabije. gdy już przychodzi odpowiedni moment wysyła się doręczyciela z Ikigami. 

w każdej kolejnej historii poznajemy nowych bohaterów, których odwiedza Fujimoto i obserwujemy ostatnie godziny ich życia. reakcje są różne: strach, niedowierzanie, pogodzenie się z losem czy też gniew. wszystko zależy od człowieka, którego dotyczy dana historia. duże brawa należą się autorowi za znakomite przedstawienie różnorodnych typów charakterów i osobowości, a także za kapitalne uchwycenie emocji. w momencie gdy jedna z ofiar pyta Fujimoto: "Ja serio umrę?" sam zacząłem się nad tym wszystkim mocniej zastanawiać. wielki plus dla autora za podjęcie jednego z najtrudniejszych tematów na tym świecie i bardzo solidne mierzenie się z nim w kolejnych historiach. a te jak już mówiłem są różne. mamy więc wątek sensacyjny, gdy jeden z bohaterów w akcie desperacji postanawia się rozliczyć z własną przeszłością, w innej historii pojawia się motyw zdradzonej przyjaźni oraz zagubienia drogi życiowej i pytanie czy uda się ją odnaleźć w ciągu 24 godzin? dostajemy także opowieść o znajdowaniu swojego miejsca w życiu, a także wątek miłosny, który wywołał u mnie największe emocje (a nie przepadam za wątkami miłosnymi w czymkolwiek). żeby nie zdradzać za dużo nie powiem więcej o toczących się historiach.

oprócz problemów indywidualnych, mamy w Ikigami także wątek o charakterze bardziej globalnym, czyli czy prawo to w zasadzie jest słuszne? czy rzeczywiście istnieje potrzeba mordowania części społeczeństwa, aby reszta doceniła wielką wartość życia? z problemem tym mierzy się poprzez pryzmat wszystkich opowiadanych historii sam Fujimoto, ale akurat jego przemyślenia wypadają najsłabiej z całego zestawu mocnych historii. nie zmienia to jednak faktu, że historia nas samych skłania do głębokiej refleksji nad śmiercią samą w sobie, ale również nas sensem istnienia owego prawa. w mojej ocenie jego istnienie jet w pełni uzasadnione, co prawda może nie w realnym świecie, ale właśnie w takiej wymyślonej pseudo Japonii, której obywateli śledzimy na kartach Ikjigami. ich śmierć wydaje się być konieczna abyśmy my mogli się zatrzymać na chwilę i pomyśleć. w końcu nigdy nie wiadomo czy jutro nie przejedzie nas ciężarówka.

dlatego teraz nie każdy sam zada sobie jedno proste pytanie: "Ja serio umrę?"


Stało się

Offline

 

#2 2011-12-12 20:10:09

elantir

J.K. Rowling

Zarejestrowany: 2011-10-03
Posty: 126
Punktów :   

Re: Manga

Po mojej pierwszej mandze obiecałam sobie, że będzie ona ostatnią, ale jak tak czytam ten opis, to chcę to pożyczyć. Wpadnę w okolicach świątecznych
Zapomniało mi się opisać tę rzeczoną pierwszą-doniedawnaostatnią mangę w moim życiu. Historia opowiada o jakiejś mieścinie typu Września, tyle że gdzieś w Japonii. Od jakiegoś czasu główni bohaterowie dostrzegają że coraz więcej elementów tego miasta zwija się w spiralę - a to wiatr, a to dym, a to martwy tatuś w beczce. Rysunków do końca życia nie pozbędę się z pamięci. Generalnie przez całą książkę przewijają się kolejne rozdziały spiralowości, która to coraz bardziej nęka mieszkańców. Niektórzy odkrywają na plecach spiralę, a kilka dni później przychodzą do szkoły ze skorupą na plecach i oczami na szypułkach. Ludzie umierają, kochankowie splątują się ze sobą na śmierć. Co mnie zdziwiło - nie ma happy endu! Gdyby ta zabawa nie była taka droga, kupiłabym jeszcze kilka tytułów tego autora (Junji Ito? Wszystkie te nazwiska są takie same...)


Up the shut fuck.

Offline

 

#3 2011-12-12 20:22:00

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

wpadaj, wpadaj, cthulhowa sesja czeka, a Ty złośliwie nie odpowiadasz na privy ;P


Stało się

Offline

 

#4 2012-03-13 20:59:43

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

Przemku zmierzyłeś się już z Ikigami, więc może podzielisz się wrażeniami? za recenzję Solanina też bym się w sumie nie pogniewał

Agnieszku Twojej opinii również jestem ciekaw, przeczytałaś już może cokolwiek z Ikigami?


Stało się

Offline

 

#5 2012-03-20 13:12:35

elantir

J.K. Rowling

Zarejestrowany: 2011-10-03
Posty: 126
Punktów :   

Re: Manga

A widzisz, zapomniałam opowiedzieć moje "Ikigamowe" wrażenia, a są one całkiem pozytywne. Chodzi mi głównie o fabułę i pomysł na zrealizowanie całości. Ale najbardziej cieszy mnie to, że dwa tomy czytam w czasie jednej podróży do domu, więc szybko łyknęłam sztuk cztery. Psychologiczność serii jest chyba największym atutem. Czasami naprawdę poświęcałam chwilę na zatrzymanie się po którejś z historii i przemyślenie działania bohaterów i rzeczywistego wpływu Roz-kraju na ludność. Koleżanka moja ze studiów kolekcjonuje mangę kilogramami, a obecnie czyha na piąty - ponoć nie tak dawno wydany - tom, więc na pewno również go wchłonę. Do kupienia jeszcze mi daleko, bo jednak nieco za droga.


Up the shut fuck.

Offline

 

#6 2012-03-20 16:13:01

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

piątka Ikigami zalega empiki kilogramami, ja jednak czaję się dopiero na trójkę, bo to jednak drogi sport ale cieszę się, że wrażenia pozytywne.


Stało się

Offline

 

#7 2012-10-23 18:35:40

Pepe

Pratchett

Zarejestrowany: 2011-10-07
Posty: 196
Punktów :   

Re: Manga

aaah, ikigami... hm, co by tu napisać. Jestem w posiadaniu dwóch tomów i jakkolwiek początkowo pomysł wydawał mi się świetny, potem entuzjazm mój nieco opadł.
Co mi się podoba: w każdej historii jest przynajmniej jeden pomysł, wątek, motyw, który łapie za serce. W pierwszej historyjce był to moment, w którym główny bohater zatrzymał się nagle i stwierdził "zmarnowałem swój ostatni dzień", w drugiej (która moim zdaniem była najgorsza) bardzo podobało mi się to napięcie które towarzyszyło bohaterowi, kiedy siedział w studiu i wiedział, że zaraz kojtnie. W trzeciej historyjce fajne było to, że w końcu coś się spieprzyło i happy end był raczej umowny, a w czwartej ujął mnie zimny profesjonalizm pani psycholog, która wyznała, że całe to uspokajanie pacjentów to tak naprawdę prochy w kawie. No i jest dynamiczny bohater, to się chwali. Zmienia się nieco z odcinka na odcinek, potwierdzając regułę, że człowiek prędzej czy później może przyzwyczaić się do wszystkiego.
O kresce nie będę się wypowiadał, bo i nie ma o czym - mangowe rysunki dzielą się na widowiskowe i przejrzyste, tutaj mamy do czynienia z tym drugim, co jest chyba logiczne w historiach obyczajowych. Troche wkurza mnie wpychanie zdjęć w tła, no ale cóż.
Co mi się nie podoba, to powtarzalność. Może na podstawie 4 historii nie powinienem się wypowiadać, ale budowanie wszystkiego na jednym pomyśle prędzej czy później zaczyna nudzić. To zresztą charakterystyczne dla całego nurtu mangi: znajduje się fajny motyw i powtarza go przez całą serię wprowadzając warianty, wariacje i kombinacje. Druga sprawa wynika z mojego ostatniego obcowania z komiksem euro-amerykańskim: manga to zwyczajnie zbyt płytki nośnik. Nawet tak ambitny pomysł jak ikigami staje się nieco śmieszny, kiedy wpleciemy w niego typowy dla azjatów patos, tendencję do nagłych nawróceń w kluczowym momencie i wszechobceną egzaltację. Na pozór obojętne "kurwa, ja umieram" Constantine'a niesie jak dla mnie dużo więcej emocji niż krzyczenie do siebie "Czy to na prawdę koniec? Ja na prawdę umrę? DLACZEGO?!"
No i manga (póki co) jednoznacznie zaznacza, że czyjaś śmierć zawsze coś zmienia, jest impulsem do nawrócenia i zboczenia ze ścieżki nieprawości. Mam tu mieszane uczucia, bo z jednej strony śmieszy mnie nieco założenie, że każdej śmierci musi towarzyszyć patetyczna historia zakończona happy endem i zgrabną pointą, że każdy zgon czemuś służy i jeśli umrze twoja ukochana - łeb do góry, ona się nie poddała, walczyłą do końca i chciałaby, żebyś ty też do końca walczył. A chuja, twoja ukochana nie żyje i jedyne co możesz teraz zrobić to zawinąć się w kokon własnych myśli i zdychać żywcem, dopóki nie wyjdzie ci to z głowy. Ale z drugiej strony, ikigami gra na bardzo czułym punkcie ludzkiego umysłu: nikt nie chce umrzeć  TAK PO PROSTU. Każdy by chciał coś przed śmiercią zrobić, coś wyznać, zaszaleć, pogadać z kimś, wyprostować swoje sprawy. I to jest właśnie powód, dla którego mimo całej masy irytujących rzeczy, dalej jako taki szacunek do serii mam.

Co do solanina: podobał mi się dużo bardziej, niż ikigami, a to ze względu na poruszoany temat: dorastanie i to, dlaczego bycie dorosłym ssie. Nie mam pojęcia jak czuje się umierający człowiek, pomimo długich godzin rozmyślań nad tym tematem. Ale wiem, jak czuje się dzieciak rzucony na głęboką wodę i muszę stwierdzić, że Solanin oddaje to wszystko dosyć wiernie. Urzekający w serii jest humor, który mimo iż naznaczony ogólnie pojętą sytuacyjnością i japońskością, jest całkiem strawny i przyjemny. Bohaterowie też zdają się być jakoś bardziej z życia wzięci i łatwo przychodzi utożsamianie się z nimi. Cała historia (mimo iż cierpi na te same dolegliwości co ikigami i kończy się słodziutkim happy endem) naznaczona jest jakimś piętnem ciężkości - praktycznie przez cały czas czytania coś tam mnie w duszy bolało, gdzieś na granicy własnej uczuciowości czułem jakiś ciężar, wiedząc, że w sielankowej historii prędzej czy później coś zgrzytnie i nadciągną czarne chmury.
No, to tyle w sumie.


http://img11.imageshack.us/img11/6619/aaa2ye.jpg

Offline

 

#8 2012-10-24 15:39:11

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

chciałem się ustosunkować do powyższej wypowiedzi, ale jakoś nie mogę napisać spójnego i sensownego wywodu, ograniczę się więc do wyrazów zdziwienia faktem, że człowiek, któremu podobał się patos w "300" narzeka na patos w "Ikigami". i jakby co to nie jest żadna zaczepka.


Stało się

Offline

 

#9 2012-10-24 16:00:50

Pepe

Pratchett

Zarejestrowany: 2011-10-07
Posty: 196
Punktów :   

Re: Manga

Ale 300 nawet nie próbowało udawać głębokiej i refleksyjnej produkcji. To miał być film o fajnej sieczce i radosnym wyżynaniu kolejnych hord przeciwników, a patos - jakkolwiek śmieszny i sztuczny - bardzo do tematu przystawał, bo to w końcu była opowiedziana po hamerykańsku historia wojny, a nie historia jednostek i ich problemów egzystencjalnych wobec wojny. Mangowy patos też potrafi być znośny, były produkcje, gdzie krzyczane w kierunku własnym butne deklaracje jakoś fajnie się wpasowywały w całokształt, a do Ikigami jakoś średnio to pasuje - taka moja opinia.


http://img11.imageshack.us/img11/6619/aaa2ye.jpg

Offline

 

#10 2012-12-01 10:14:55

Pepe

Pratchett

Zarejestrowany: 2011-10-07
Posty: 196
Punktów :   

Re: Manga

Obcowałem ostatnio z Doubt. 20 zeszytów świetnej historyjki psychologicznej, nieco zalatującej klimatem "Piły". Zaskakująco dobre jak na mangę, tajemnica i ciężki, mroczny klimat ciekną z każdej strony. Autorom udało się spieprzyć motywacje postaci, a zakończenie... No, to już nawet nie było Deus ex machina, to było Deus ex pralka. Rozczarowało mnie straszliwie. Ale poza tymi dwoma zgrzytami jest na prawdę dobrze. Polecam gorąco i zachęcam do lektury na manga-lib.pl. A jeśli ktoś się brzydzi okradaniem autorów, to w styczniu egmont wydaje pierwszy tom u nas.


http://img11.imageshack.us/img11/6619/aaa2ye.jpg

Offline

 

#11 2013-04-01 12:12:05

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

korzystając ze świąt przebrnąłem w końcu przez Solanina. może ja inaczej dorastałem, ale postać Meiko jest dla mnie tak totalnie nierzeczywista że aż boli. rozumiem dziewczynę gdy narzeka, że ma nudną pracę, że dorosłość jest do kitu, a dorośli to źli ludzie i zgadzam się z nią, ale nie mogę pojąc jej bólu istnienia w momencie kiedy rzuca tę pracę i przez rok siedzi w domu grając w gry, czytając książki i ogólnie się opieprzając i dalej narzeka. chyba każdy kto ma dość oszczędności żeby przez rok siedzieć spokojnie w domu znalazłby sobie jakieś produktywne zajęcie, realizował swoje pasje czy coś, a nie tylko jęczał jaki to świat jest popieprzony. ale poza irytującą główną bohaterką pierwszy tom Solanina jest całkiem fajny. reszta bohaterów szybko zdobyła moją sympatię (zwłaszcza Taneda), a opowiadana historia przypadła mi do gustu, a tym co najlepsze jest mocne zakończenie. świetna, zmuszająca do refleksji historia, która zdecydowanie powinna się zakończyć na tomie pierwszym.

tom drugi. może tylko mnie dopadła ostatnimi czasy choroba, która wszędzie każe mi widzieć niepotrzebne kontynuacje (Buffy, Pan Lodowego Ogrodu), ale druga odsłona Solanina totalnie popsuła efekt jaki udało się uzyskać pierwszej. jedyne dobre strony drugiego tomu Solanina to wizyta ojca Tanedy u Meiko i granie Solanina przez zespół w nowym składzie. reszta to takie tam pierdy o niczym i nawet rzucanie telewizorem nie przekona mnie, że jest inaczej. teraz już nawet nie bardzo pamiętam jak się ten drugi tom zakończył i jakoś mało mnie to obchodzi. wielka szkoda że autor nie poprzestał na jedynce, za którą jednak zasługuje na tęgie brawa.


Stało się

Offline

 

#12 2013-04-02 17:00:52

elantir

J.K. Rowling

Zarejestrowany: 2011-10-03
Posty: 126
Punktów :   

Re: Manga

Co do tego jęczenia najpierw na pracę, a później na nie-pracę, to tak mi się polsko kojarzy Tradycyjnie się narzeka, więc może i w tej książce (tudzież komiksie) tak narysowano postać.


Up the shut fuck.

Offline

 

#13 2013-04-09 13:52:21

Pepe

Pratchett

Zarejestrowany: 2011-10-07
Posty: 196
Punktów :   

Re: Manga

No, chyba faktycznie inaczej dorastałeś, bo ja jestem w stanie ją zrozumieć. Jak dla mnie Meiko nie była nierzeczywista, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze oddawała wszystkie moje rozterki związane z powolnym wchodzeniem w dorosłość. Co do pierwszego tomu, zgadzam się. Co do drugiego - nie był tragiczny, ale fakt faktem, do jedynki nieco mu brakowało. Sporo rzeczy bardzo mi się w nim podobało - był taki dosyć spokojny, monotonny, nie generował nowych faktów, tylko podsumowywał stare. Kończył wątki, domykał sprawy.
A sam motyw zespołu w nowym składzie był dla jak dla mnie wyciągnięty z filmu familijnego. On umiera, ona gra, robią koncert, wszyscy szczęście. Publika wstaje, wszyscy klaszczą, pies zostaje dziedzicem majątku, Kevin bohaterem, a Garfield wraca do domu. Nope. Nie lubię takich finiszów.
Ale to co zaplusowało w drugim tomie to Billy. Facet wydał mi się jakoś strasznie bliski przez te swoje rozterki. No i miał genialne perypetie z motocyklem


Jestem świeżo po lekturze dwóch, grubych jak cegła prac pana Junji Ito. Zafundowałem sobie tym zakupem porządny strzał w stopę, bo nie dość, że 100 złotych przeznaczonych na wyżycie do dziesiątego odpłynęło w dal, to jeszcze powrócili moi starzy przyjaciele: nocne koszmary.

Nie mówię bynajmniej, że owe dziesięć dych uważam za kasę straconą, wręcz przeciwnie: Gyo i Uzumaki może nie dostałyby literackiego nobla, ani nawet Eisnera (chociaż chyba były nominowane), ale pokazały coś niesamowitego. Ugryzły sztukę tworzenia komiksów i ogólnie sztukę prowadzenia historii od strony, o istnieniu której nie miałem pojęcia. Pokazały, że nie potrzeba dudniącej muzyki, nagłych krzyków i potworów wyskakujących zza rogu, by zmusić odbiorcę do zmiany spodni na suche.
W obu przypadkach odnotowałem sporo powiązań ze stylem Lovecrafta: historie dzieją sie bez jakiejś wyraźniejszej przyczyny. Nie ma umierającej dziewczynki, która rzuca na miasto klątwę, nie ma pradawnej przepowiedni, nie ma starej czarownicy - jest jakaś ponadwymiarowa myśl, która sprowadza na ludzi szaleństwo, jakiś naturalny porządek, który wydaje nam się czymś dziwacznym i przerażającym.  Jest jakaś kosmiczna siła, która sprawia, że ludzie zwijają się w makabryczne, spiralne rzeźby z mięsa, są mordercze maszyny, które wyewoluowały na dnie morza z pierwotniaków i co? Who cares, wszechświat ma taki a nie inny sposób, żeby przywrócić równowagę i naturalny stan rzeczy - a że on jest nienaturalny dla człowieka - no cóż, pan Ito cały czas przypomina nam, że jesteśmy tu tylko gośćmi.

Uzumaki: The Spiral opowiada historię miasta zarażonego chorobą spirali. Nie dotyka ona jednak pojedynczych ludzi, jest to raczej jakby nowotwór samej rzeczywistości. Mieszkańców zaczynają dopadać dziwaczne manie i przypadłości powiązane z tytułowym kształtem. A to znajdujemy kogoś zwiniętego tak dokładnie, że zmieściłby się w plecaku, a to komuś wyrasta na plecach narośl w kształcie nautilusa, a to widzimy kochanków skręconych ze sobą niczym dwa kawałki drutu - motyw spirali pojawia się w najróżniejszych konwencjach, nierzadko zaskakując pomysłem.
Można by się zastanawiać nad samą pomysłowością autora właśnie - niektóre zagrania wydają się tak bardzo japońskie, że aż walą po oczach i wprawiają w zażenowanie - no bo do jasnej ciasnej, co w horrorze robi człowiek zmieniający się powoli w ślimaka? Albo anomalia pogodowa polegająca na tym, że każdy gwałtowniejszy ruch powoduje powstanie tornada? To przeszkadzało mi tylko jednak przez pierwsze kilkaset stron - w pewnym momencie człowiek jakby wpada w trans i przestaje analizować, czy pomysł jest fajny, czy nie. Zaczyna się po prostu chłonąć tę chorą, popieprzoną, zrodzoną w przećpanym umyśle historię. Ta już dawno porzuciła jakąkolwiek logikę, bohaterowie stracili zdrowy rozsądek, a nastrój akceptowania tej pokracznej rzeczywistości udziela się także czytającemu. Refleksja przychodzi jakiś czas po zakończonej lekturze.

Gyo napisana jest w zupełnie innym stylu - opowiada o ogólnoświatowej katastrofie - najeździe maszyn - pasożytów zasilanych gazami gnilnymi. Jako, że potrzebują coraz to nowych dostaw energii, kiedy jedno źródło zasilania się wyczerpie, maszyny chwytają najbliższą ofiarą, zarażają ją pewnym rodzajem bakterii i ciągną gaz z wciąż żywych, gnijących od środka organizmów. Wizja ostro popieprzonego szaleńca. Co najlepsze, początkowo manga zdaje się być kolejną idiotyczną opowieścią o inwazji zmutowanych grzechotników na Amerykę. Tylko ze zamiast grzechotników mamy biegające po lądzie ryby, a zamiast Ameryki - Japonię. Dopipero później Ito pokazuje nam, na czym na prawdę owa inwazja polega, wywlekając na wierzch coraz dziwaczniejsze wizje. Po lekturze czułem się nieco dziwnie, odczuwałem dosyć silny niepokój, jednak nie przeszkodziło mi to w rzuceniu sie do kompa i szukaniu kolejnych prac autora.
Na uwagę zasługują także umieszczone na końcach tomów historie dodatkowe: króciutkie scenki niepowiązane z głównym wątkiem. Te w Uzumaki były niezbyt ciekawe, natomiast w Gyo pojawiła się jedna, opowiadająca o ciekawym znalezisku odkrytym w zboczu góry - bez spoilowania, ale jak dla mnie było świetnie, mrocznie i smutno - zresztą, nie wiem jakim cudem autor to osiągnął, ale pod stosem straszności i obrzydliwości, które leją się ze stron, da się odczuć coś jeszcze. Historie są zwyczajnie smutne. Najpierw straszą, potem stwarzają poczucie beznadziejności, następnie zmuszają do akceptacji tej popieprzonej rzeczywistości. A na końcu, kiedy jest nam już wszystko jedno, zaczyna nam być po prostu smutno. I za to Ito ma u mnie jeszcze jeden, spory plus.


http://img11.imageshack.us/img11/6619/aaa2ye.jpg

Offline

 

#14 2013-04-09 13:59:00

 Damian

Geroge R.R. Martin

Zarejestrowany: 2011-09-30
Posty: 360
Punktów :   

Re: Manga

Pepe napisał:

Jak dla mnie Meiko nie była nierzeczywista, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze oddawała wszystkie moje rozterki związane z powolnym wchodzeniem w dorosłość.

ale przecież ona nie wchodzi w dorosłość, tylko tkwi w zawieszeniu i jęczy. ja tam rozterek nie widzę.

Pepe napisał:

A sam motyw zespołu w nowym składzie był dla jak dla mnie wyciągnięty z filmu familijnego.

owszem. ale sam koncert i tak mi się podobał. fajnie był przedstawiony. w filmie familijnym nikt by tego tak dobrze nie zrobił


Stało się

Offline

 

#15 2013-04-09 20:03:03

Pepe

Pratchett

Zarejestrowany: 2011-10-07
Posty: 196
Punktów :   

Re: Manga

Damian napisał:

ale przecież ona nie wchodzi w dorosłość, tylko tkwi w zawieszeniu i jęczy.

Tym bardziej jest realistyczna. Nie miałeł nigdy w życiu okresu "Nie mam pojęcia co zrobić ze swoim życiem i boję się podejmowania decyzji" ?


http://img11.imageshack.us/img11/6619/aaa2ye.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.talesofshinobi.pun.pl www.busforum.pun.pl www.rpsite.pun.pl www.farmumb.pun.pl www.narutograa.pun.pl